Zapraszamy do cieni Świata Mroku.
Obserwator
- Zacznijmy od tego, że nazywam się Paul. Paul Jones - zaczął - a ty nazywasz się Charlotte. I reagujesz tylko na to imię. Rozumiemy się, Charlotte?
Anderson odwrócił się i podszedł do stolika na którym stała butelka oraz dwa kieliszki do wina.
- Doskonałe Chardonnay - dodał podając kieliszek kobiecie - Ten szczep winogron nosi miano królewskiego. To właśnie Chardonnay jest podstawą sukcesu Chablis w Burgundii. Barwa szkła, z jakiego wykonany jest kieliszek ma ogromne znaczenie. Powinna być biała i czysta, tak by można było podziwiać klarowność wina i jego barwę.
Lex popatrzył na kobietę. Agencja obsługiwała klientów z 'wyższej półki'. Kimkolwiek była zapewne nie raz spotykała bogatych mężczyzn, właścicieli fortun.
Cóż, on będzie wyjątkowy..
- Wracając do twojego pytania - przez chwilę jakby się zastanawiał - władza, pociąga mnie władza - powiedział zupełnie szczerze, co właściwie zaskoczyło go.
- Nieograniczona, pełna.. zupełna. Nie taka władza jaką ma prezydent do czasu następnych wyborów, po których może stracić wszystko. Władza nad umysłem. Coś, czego ludzki rozum nie jest wstanie do końca pojąć - ciągnął dalej - a teraz.. nie ruszaj się*.. kotku.
Anderson jeszcze przez chwilę patrzył na kobietę. Tak, lubił władzę. Zbliżył się i wziął kieliszek z jej ręki. Teraz był czas na inny toast.
*dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Rozkaz
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
Cudowna krew. Bestia mogła tylko pokrzyczeć za uchem Alexandera. Miał ją na kagańcu i mógł spokojnie się napić. Po swym dziele wrócił do Sire, który siedział w drugim wynajętym mieszkaniu. Mieli jeszcze trochę czasu.
Kobieta obudziła się po kilkunastu minutach i sama poszła sobie w motelu.
Kiedy przyszła kolej na dwie inne kobiety, to nie przyjechały. Natomiast przyjechało dwóch Meksykanów z kastetami pod mieszkanie. Wykopali drzwi i stanęli w przejściu.
- Dobra, ombre. Dawajcie kasę, a nie przywalimy wam.
Zadano 2 poważne rany. Wypito 2 Vitae.
Offline
Obserwator
W pierwszej chwili Anderson chciał spróbować ucieczki. To był pierwszy naturalny odruch. Chwilę potem przyszła refleksja. Z drugiej jednak strony - sami się napatoczyli. Dwóch cholernych Meksykańców, którzy sądzili, że mogą okraść jego, Alexandra Andersona. Bezczelni.. A on nie był zwykłym człowiekiem.
Anderson popatrzył na Jamesa, następnie na jednego z napastników. Jego spojrzenie było zimne. Już ja wam zapłacę - pomyślał. Zwrócił się do jednego z mężczyzn z lekkim uśmieszkiem.
- Wpadliście właśnie w niezłe tarapaty. Ten pokój jest obserwowany przez policję a my - wskazał na siebie i Jamesa - jesteśmy agentami federalnymi.
- Nie wierzysz? Podejdź do okna* i sam zobacz - dodał - Jednak spokojnie. Powiedzmy, że będziemy mogli zapomnieć o tej drobnej niezręczności jaką popełniliście..
*dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Rozkaz
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
Alexander widział, że jego blef się udał. Niesmak pojawił się na twarzach Meksykanów. Jeden, z powodu magicznego rozkazu podszedł do okna. Zaczął się rozglądać. Drugi zwrócił się do kolegi i po hiszpańsku coś mu powiedział.
Offline
Obserwator
Anderson zwrócił się do mężczyzny stojące w drzwiach.
- Jeżeli twój kolega nie będzie wykonywał gwałtownych ruchów snajperzy nic mu nie zrobią - zaczął.
- Usiądź - wskazał stojący niedaleko wejścia fotel - porozmawiajmy na spokojnie - zerknął na zegarek - mamy trochę czasu..
- A ty.. - powiedział do mężczyzny stojącego przy oknie - nie ruszaj się* a nikomu nie stanie się krzywda.
Anderson celowo starał się wpłynąć tylko na jednego z mężczyzn. Od drugiego wolał wciągnąć tych kilka niezbędnych informacji bez użycia swoich umiejętności. W końcu używał ich dopiero od kilku godzin. Nie miał pewności jak mężczyzna to odczuje. Odwrócił wzrok od mężczyzny przy oknie. Popatrzył na drugiego z napastników.
- Oczekuję szczerości - stwierdził na wstępie - czy ktoś was przysłał czy działacie na własną rękę? Odpowiedź na to pytanie nie pogorszy waszej sytuacji, może ją tylko polepszyć dlatego powiedz prawdę.. W dodatku uwierz, po 6 latach w agencji umiem rozpoznać czy ktoś mówi prawdę czy nie..
Było to tylko częściowe kłamstwo. Anderson miał w sobie coś, co pozwalało mu określić w miarę dokładnie czy rozmówca mówi prawdę czy blefuje.
Agentem oczywiście nie był..
*dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Rozkaz
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
- Ten... no... gringo... telefon do którego zadzwoniliście od dłuższego czasu należy do mego kumpla. Się wkurwił, że znowu ktoś zamawia dziwki, więc poprosił abyśmy sprali ciuli, którzy to robią. - odpowiedział koleś przy drzwiach. Po tym znowu do siebie Meksykanie coś powiedzieli. Jeden z nich zrobił wielkie oczy słysząc "rewelację" kolegi.
Offline
Obserwator
Anderson popatrzył na rozmowę Meksykanów. Dobrze - nie miał powodów aby nie wierzyć mężczyźnie. A to oznaczało, że znaleźli się tu przypadkiem i nikt ich nie nasłał na Alexandra Andersona, tylko przyszli po jakiegoś klienta agencji towarzyskiej. Anderson uznał, że powoli czas kończyć to przedstawienie.
- Rozumiem, w takim razie nie ma problemu.. - zaczął.
Popatrzył na mężczyznę stojącego w drzwiach. Skinął na niego ręką.
- Ty również nie ruszaj się*, to zajmie chwilę.. - dodał z paskudnym uśmiechem i ruszył aby zamknąć drzwi za mężczyzną.
*dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Rozkaz
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
Sire tylko przyglądał się działaniom Alexandera. Lekko się nawet uśmiechnął, chyba był zadowolony z działań swego Childe.
Alexander zamknął drzwi. Okna były zasłonięte żaluzjami. Nie widział nawet nikogo wścibskiego na parkingu motelu.
Offline
Obserwator
Anderson stanął przed mężczyzną stojącym w drzwiach. Popatrzył na niego z uśmiechem.
- Milcz* - rozkazał i odwrócił się w stronę Meksykanina stojącego pod oknem.
Skoncentrował się. Musiał wyprzeć wspomnienia mężczyzny i zastąpić je własną wersją, własną sugestią tego co się stało.
- Przyszedłeś tu razem ze swoim towarzyszem - zaczął - otworzyłeś nieco obdrapane drzwi i wszedłeś do niewielkiego pokoju, dokładnie takiego jak ten. Zwróciłeś uwagę na chłód klamki i miękką cichą wykładzinę w pomieszczeniu. Pokój był pusty ale poczułeś zapach jakiś kobiecych perfum, nie potrafiłeś przypomnieć sobie jakich; w pokoju nie było w nim nikogo. Dostrzegłeś okno otwarte po lewej stronie. Żaluzje były zaciągnięte. Gdy tylko ruszyłeś w stronę okna usłyszałeś w ułamku sekundy dźwięk głuchego, tępego uderzenia a potem poczułeś straszny ból z tyłu głowy. Wydawało ci się, że usłyszałeś też jakiś męski głos, najpewniej tego kto cię ogłuszył. Nie potrafisz sobie jednak przypomnieć go dokładnie..#
Zaszedł mężczyznę od tyłu i wbił kły w jego szyję, napawając się emocjami jakie rysowały się w niemym spojrzeniu drugiego mężczyzny. Starał się jednak powstrzymać, przed wypiciem ofiary do cna. Oblizał usta i z tym samym zimnym uśmiechem podszedł do Meksykanina spetryfikowanego pod drzwiami.
- Przyszedłeś tu razem ze swoim towarzyszem - zaczął ponownie - otworzył on nieco obdrapane drzwi i wszedł do niewielkiego pokoju, dokładnie takiego jak ten. Wszedłeś zaraz za nim. Zaskoczyło cię to, że był pusty. Twój towarzysz skierował się w stronę okna otwartego po lewej stronie. Żaluzje były zaciągnięte ale od strony okna czułeś ciągnące, chłodniejsze powietrze. Popatrzyłeś na pusty stolik i wtedy właśnie usłyszałeś dźwięk głuchego, tępego uderzenia a potem poczułeś straszny ból z tyłu głowy. Wydawało ci się, że usłyszałeś też jakiś męski głos, najpewniej tego kto cię ogłuszył. Nie potrafisz sobie jednak przypomnieć go dokładnie..#
Lex ponownie zatopił kły w ofierze, również ponownie dbając o to, aby nie pozostawić w motelu trupa.
*dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Rozkaz
#dyscyplina: Dominacja; umiejętność: Zapomnienie
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
- Świetna robota, Alexandrze. Widzę, że dobrze się czujesz w nowej skórze. - odezwał się Sire do Childe, gdy wychodzili z motelu. - Będziesz świetnie pasował do wampirzego społeczeństwa. Powiedz mi... czy masz już jakieś plany... koncepcje co robić dalej z twoim nowym ja? Bardzo jestem ciekaw.
Offline
Obserwator
- Przede wszystkim - zaczął Anderson - przez tych ostatnich kilka godzin zrozumiałem, że będę musiał umiejętnie wycofać się z życia.. nazwijmy to publicznego. Poszukam kogoś odpowiedniego, kto będzie marionetką prowadzącą firmę wtedy, gdy ja będę czekał na nastanie nocy. Z drugiej strony conocne polowania to duże.. ryzyko. Z tym również będę musiał się jakoś uporać. Mam kilka pomysłów ale muszę na spokojnie rozważyć wszystkie za i przeciw. To chyba kwestie które w chwili obecnej najbardziej zaprzątają mi umysł.
- Gdy tych kilka podstawowych spraw zostanie załatwionych - dodał Lex - pozostanie poznanie świata na nowo. Nowego świata.
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
- Szybko zmieniłeś podejście do życia... teraz nieżycia. Sądzę, że zaadoptujesz się szybciej do nieśmiertelnego życia niż inni. Masz może jakieś pytania? Czasu nie mamy zbyt wiele, ale na rozmowę jest.
Offline
Obserwator
- W tej chwili na te pytania, które najbardziej mnie nurtują jestem w stanie odpowiedzieć tylko ja sam - odparł - muszę sobie to wszystko ułożyć w głowie i zastanowić się co dalej.. Potencjalna nieśmiertelność zmienia skalę wartości, zmieniają się cele. A przecież każdy musi mieć jakiś cel istnienia; bliższy czy dalszy. A w obliczu tego, że wszystkie uległy przewartościowaniu.. potrzebny jest czas i chwila namysłu.
Offline
Alexander Anderson
Motel "Hotel & Hostel" - Bronx
- Zatem czy potrzebujesz mnie dalej przy sobie? Czy może masz kolejne pytania? - nie mówił tego z niechęcią. Wręcz przeciwnie, zaintrygował go młody wampir.
Offline
Obserwator
Lex pomyślał przez chwilę.
- W tej chwili raczej nie.. - stwierdził, jednak dodał po chwili - chociaż nie ukrywam, że chciałbym abyśmy pozostali w kontakcie.
Faktycznie na tą chwilę Anderson wiedział na tyle dużo, że musiał wszystkie te informacje poukładać sobie w umyśle. Jednocześnie nie chciał tracić kontaktu ze swoim Sire. Bez wątpienia był o wiele bardziej doświadczony w realiach tego 'nowego świata' niż Anderson. Warto było mieć taką osobę w zasięgu. Stay in touch, jak to mawiali.
Offline