Zapraszamy do cieni Świata Mroku.
Joseph Jablonsky
Blok na Jerriego - Brooklyn
- Tak, przepiękny. - uśmiechnęła się. Czuła się dobrze tutaj. W mieście, gdzie na każdym kroku można spotkać morderce, to spotkanie zwykłego, normalnego jest czymś nienaturalnym, ale miłym. - Często tutaj przychodzisz, czy to twoje sanktuarium?
Offline
MUZYKA
Joseph nie lubił "wielkiego jabłka", często marzył o powrocie do Jersey. Pamiętał też jak jeździł do babci na północny zachód stanu. Pamiętał olbrzymie lasy, jeziora, spokój i uczucie wolności. Jedynym tego substytutem tej wolności w brooklynie były jego biegi przez alejki, parki, dachy. Sanktuarium wiele dla niego znaczyło, było zarazem miejscem wspomnień jak i materializacją ego, wyzwoleniem z myśli, którego nie potrafił dokonać poprzez rozmowę czy kontakt z innym człowiekiem.
Słysząc pytanie Trish, spuścił głowę i zaczął opowiadać.
- Na-najpierw chowałem się tu przed ojcem, później ozdobiłem to miejsce m-moimi s-skarbami. Je-jestem tu zawsze, gdy co-coś się wydarzy. Cz-czuje obecność m-mojej matki. W-wiem t-to głupie
Joseph obrócił w palcach pierścień, był na tyle blisko iż Trish łatwo mogła z łatwością zobaczyć co kryje się w jego bursztynie. Była to srebrna zdaje się łapa wilka, psa lub lisa.
- N-nie lubię, t-tłumów
Ostatnio edytowany przez Eru (2010-08-19 17:31:15)
Offline
Joseph Jablonsky
Blok na Jerriego - Brooklyn
- Nie jest głupie. Nie musisz mi wierzyć, ale świat duchów dotyka nasz. Jeśli czujesz dalej ogromną miłość do swej matki, to emocją jaką ją darzysz dała odzwierciedlenie w świecie duchów i mogą one się tym miejscem zainteresować. - spojrzała na swój zegarek. - Muszę znikać. Może się jeszcze spotkamy, Jo. Pa pa. - poszła sobie Trish. Było coś prostego w niej. Coś animalistycznego, co przyciąga każdego mężczyznę.
Offline
Cześć Patrzył jak odchodzi i czuł smutek, tak jakby jego przeznaczenie oddalało się wraz z nią. Postanowił nie wracać do mieszkania, resztę nocy chciał spędzić na przemyśleniach i medytacji w swojej kryjówce. Zamknął blaszane drzwi i zaczął kontemplować. Wiele się wydarzyło, słodko-gorzki smak myśli podsycał zapach kadzidła.
Offline
Joseph Jablonsky
Blok przy ulicy Jerriego - Brooklyn
25 Sierpnia 2002, godzina 12:21
Wreszcie się wyspał. Nie miał jednak pracy, ale za to trzy stówki w kieszeni. Mógł zaszaleć, ale ostrożnie. Pewno ten typek nadal go obserwuje i czeka.
Theme.
Właśnie. Ten typek. Co on wczoraj zobaczył? Jakiegoś morderce, który zamienił się wilka? I jeszcze tamci? Czyżby spotkał wilkołaki? Takie prawdziwe? Nie wiedział co o tym myśleć. Może to tylko zły sen? Nie, to nie był sen.
Offline
Joseph wylazł na miasto, było już po południu -czyli cholernie późno jak na jego standardy. Wczorajsze wydarzenia. Trudne do zaakceptowania, a co dopiero do opowiedzenia. Chciałby z kimś o tym pogadać.
"Właśnie! Ciekawe co u Gina?" Pomyślał chłopak. " Zrobię mu niespodziankę i kupię mu coś fajnego, mam w końcu górę forsy "
Postanowił się wybrać w jakieś ciekawe miejsce. Kilka lat temu, gdy ojciec jeszcze żył odwiedzili razem sklep niejakiej pani Ganush. Stara kobieta, podobno znała dobrze matkę Josepha. Podczas tej wizyty ojciec rozmawiał z nią długo, a po powrocie do domu był bardzo cichy i zamyślony. Jednak Jo nie uczestniczył w konwersacji, przechadzał się po sklepiku podziwiając skarby tam zgromadzone. Przypominał sobie różne artefakty, stare tomiszcza, broń białą i inne cudeńka jakie można znaleźć w zakurzonych antykwariatach. Ruszył w stronę sklepiku.
"Ciekawe czy staruszka jeszcze żyje[" pomyślał biegnąc lekkim truchtem.
Offline
Joseph Jablonsky
Sklep pani Ganush - Brooklyn
Starsza kobieta dalej była za ladą. Miała jednak klienta. Mężczyzna był w ciemnym płaszczu. Blondyn w okularach. Nie wyglądało, aby miał jakąś broń pod nią.
- Był niedaleko... i przepowiadał pewnemu chłopakowi co ma zrobić. Oni bawią się kimś. Nie sądziłem, że to powiem... ale aż strach pomyśleć co chcą zrobić. - powiedział blondyn staruszce.
- Miejmy nadzieje, że nie dożyjemy do tego czasu. To sprawka tych wiecznie żywych.
Offline
Dzwoneczek nad drzwiami zaśpiewał niemal mistycznie. Jo stał przez chwilę przysłuchując się rozmowie pani Ganush i nieznajomego. By po chwili zacząć się rozglądać po sklepie. Czekał aż para zakończy rozmowę, może do tego czasu znajdzie coś co przykuje jego uwagę.
Offline
Joseph Jablonsky
Sklep pani Ganush - Brooklyn
Przestali rozmawiać zauważając, że Joseph wszedł do sklepiku.
- O... co tam u ciebie, chłopcze? - odezwała się staruszka. Blondyn zrobił miejsce Jo, żeby mógł podejść do kasy, a zarazem pani Ganush.
Offline
W-witam p-pania. Sz-szuk-szukam cz-czegoś cu-cu-cool dla kolegi. Lu-lubi ja-japonię. Gdy to mówił jego wzrok padł na dziwny orientalny flet. M-może t-t-to Wskazał. I gdy zaczął sięgac do kieszeni dresowej bluzy, spojrzał na witrynę lady, tam wśród biżuterii ujrzał srebrny wisiorek z tym samym ornamentem, który widział na pierścieniu matki. - A-aa-aa Wskazał palcem na pierścień.
Offline
Nieco się wystraszył. N-nie-e. Coś mi to p-przypomina. Zwrócił twarz w stronę pani Ganush. U-u-u mnie wszystko...O-ojciec zmarł. A-a ja n-n-nie m-mam pracy. Sz-szukam swo-swojej drogi Sam nie wiedział dlaczego to mówi. W zakłopotaniu podrapał się po głowie.
Offline
Mo-może. Ale cz-czegoś co-co się r-robi w dzień Zaczął wyciągać z kieszeni kasę na suwienir dla Gina. Pa-pani Ganush, do-dobrze zn-znała pani moją matkę? po-ponoć je-jej rodzinę też. Tak mó-mówił ojciec.
Offline