Forum Sesyjne WoD Havoc'a

Zapraszamy do cieni Świata Mroku.


#1 2012-07-09 23:11:28

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

+ Akta - Lance Vance

Lance Vance http://i.imgur.com/pQMyg.png
http://i.imgur.com/EN4Gm.jpg
Bossk
3/3 Siła Woli, 9/10 Vitae, Obrażenia: -
Data: Lipiec 2012
Schronienie: Dom Lance'a Vance'a - Outer Parkside (2b)

Offline

 

#2 2012-07-10 13:43:12

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
Dom Lance'a Vance'a - Outer Parkside (2b)
Lipiec 2012, godzina 21:17

Dom Lance'a Vance'a
http://i.imgur.com/UAUAm.jpg



Theme

Magiczna krew. Ponad rok temu uznawałby to za bujdy, a teraz? Czuł jak w nim krąży, a jego serce z nieruchomego zaczyna się poruszać. Bić, nabierać rytmu. Nigdy nie będzie już bić tak samo jak za życia, ale wystarczająco mocno, aby jego krew krążyła w ciele. Ożywiała potrzebne mu do nieżycia organy. Reszta zostanie bez krwi, chyba że sobie zażyczy inaczej. Tylko gdzie był? Łóżku. Znowu u siebie w domu. Spojrzał na zasłonięte roletami okno. Opłacało się je kupić. Nawet promień nie dostał się do sypialni.

Tylko co dzisiaj miał robić? Po chwili mu się przypomniało. Xavier chciał się z nim spotkać. Kilka miesięcy temu Stwórca, ten który go przemienił, Gangrel, zginął. Znaleziono tylko proch i jego ubranie. Nikt nie wiedział kto to zrobił, ale podejrzenia padły od razu na Księcia i jego psy. Westwood, ten zamordowany, nie miał pozwolenia na Spokrewnienie. Różne takie pierdy od tej Camarilli. Tylko więcej problemów z nią było niż pożytku. Teraz Lance jest pod opieką Xaviera, znanego u Gangreli jako "ten". Z nim się po prostu nie zadziera. No chyba, że chcesz być przeciągnięty przez całe miasto za swoją szczękę lub rozszarpany w kilka chwil, a to są te lepsze scenariusze. Po co zatem miał się z nim spotkać? Coś tam gadali o Camarilli, a Lance nie słuchał, znowu. Wiedział, że do spotkania miał czas. Po północy, a najlepiej przed pierwszą miał się stawić na umówione miejsce. Miał mnóstwo czasu. Mógłby znaleźć jakieś zajęcie. Zapolować, a może odwiedzić Zoo? W tym tygodniu miał wolne. Noce były całe dla niego.

Offline

 

#3 2012-07-11 13:05:48

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

Gdy krew wypełniła jego ciało, pozwalając na ruch, Lance zwlókł się z łóżka i rozejrzał spokojnie po swojej sypialni. Z uśmieszkiem zerknął tylko na rolety, chyba najlepszą inwestycję jaką zrobił do tej pory. A przynajmniej od czasu gdy posmakował się w krwi. Tak, szkarłatny płyn 'życia'. Lubił myśl że to teraz on jest drapieżnikiem i znajduje się co najmniej szczebelek wyżej od ludzi na drabince żywieniowej. Zerknął do swojej szafki gdzie zwykle trzymał ubrania. Nie było niczym dziwnym że wybór padł na to o zwykle, biały t-shirt, luźną ciemnofioletową bluzę na zamek z kremowymi rękawami i jeansowe spodnie. Ubieranie się w garnitur czy coś podobnego było dla niego rzeczą niepojętą. Jak można dobrowolnie zakładać sobie na szyje pętle w postaci krawata...?

Mężczyzna podszedł do okna i odsłonił delikatnie rolety, rozglądając się po ulicy. Jego wzrok spoczął na wędrującej pod rękę parce młodych ludzi, z całą pewnością szli do jakiegoś klubu gdzie spędzą całą noc na durnych i bezsensownych pląsach, w rytm jakiejś nowoczesnej muzyki która z muzyką miała niewiele wspólnego. W końcu, opuścił swoją sypialnie i zszedł po schodach na dół, do łazienki. Nie był nigdy zwolennikiem przesadnego dbania o higienę, jednak wypadało doprowadzić się do jako-takiego ładu przed wyruszeniem na miasto. Jak zwykle, najwięcej czasu zajęło Lance'owi sprawdzanie czy jego wąsik jest symetryczny. Był. Zawsze był. Ale on jakoś nigdy nie był do tego w pełni przekonany. Kuchnia. Tego miejsca nie odwiedzał już prawie w ogóle, no bo po co? Miał ją chyba tylko na wypadek gdyby ktoś jakimś cudem akurat go odwiedzał, co zbyt często się nie zdarzało. Zawiązał buty, znoszone, stare trampki które sporo już z nim przeszły, i ciągle były w jednym kawałku.

I w końcu wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi, 'smyczkę' z kluczami chowając tam gdzie zwykle, do kieszeni w spodniach. Zatrzymał jeszcze na moment wzrok na stojącym na podjeździe samochodzie, ale pokręcił głową z niewielkim uśmieszkiem. Miał sporo czasu do spotkania z Xavierem, mógł przejść pieszo, może po drodze do Zoo trafi mu się jakaś... Ofiara która będzie porządnym posiłkiem na początek nocy? Może. Schował ręce do kieszeni bluzy i zaczął gwizdać cicho jakąś skoczną nutę, rozglądając się po ulicach i wypatrując. Nie miał daleko, ba, specjalnie przeprowadził się niedaleko swego miejsca pracy. Tutaj chociaż przez chwile mógł poczuć bliskość z dzikimi bestiami, chociaż do wolnych im było daleko...

Ostatnio edytowany przez Bossk (2012-07-11 13:06:45)

Offline

 

#4 2012-07-11 14:43:27

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
San Francisco Zoo - Lake Shore (3a)
Lipiec 2012, godzina 21:37

San Francisco Zoo
http://i.imgur.com/dj9GL.jpg



O tej porze Zoo było zamknięte, to było oczywiste jak budowa cepa. Po 17 zamykają, a wampiry dalej wtedy śpią. Vance już nigdy nie przejdzie się za dnia, żeby zobaczyć jak w dzień zwierzęta żyją. Pozostają mu nocne zwierzęta i te, które też dobrze czują się w nocy jak wilki. Chodząc wzdłuż ogrodzenia widział głównie grupki pieszych. Młodzi, którzy szli się zabawić. Nie był dobry w gadce, a atakowanie grupki, aby się pożywić sprawi mu więcej problemów niż korzyści. No, ale szczęście może się do niego uśmiechnęło. Zrobił zakręt i już za ogrodzeniem spotkał dwóch czekających typków. Wiedział, że tam są. Ba! Słyszał jak szeptali coś do siebie, kiedy się zbliżał.
- Yo, yo, dawaj kasę. - o jak fajnie. Mają pistolet. Dwóch typków w bluzach z kapturami. Dość chudzi byli. Vance mógłby ich uszkodzić dmuchnięciem. No, ale kawałek metalu dodawał im odwagi. - Co' on, nigga, give me your greenbacks or imma gonna cap yo ass, fo sho!

Offline

 

#5 2012-07-11 17:19:21

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

-Do mnie mówisz, fagasie? - Lubił takich cwaniaczków. Ahh, ta świadomość bycia niepokonanym gdy ma się ze sobą klamkę. W tym wypadku było to jak danie małpie możliwości detonacji bomby atomowej. Chociaż nie, małpy są zdecydowanie zbyt bystre. Lance wyciągnął dłonie z kieszeni bluzy i zacisnął je w pięści, wzrokiem skakał z jednego na drugiego, a na twarzy pojawił mu się uśmieszek, strasznie zadziorny uśmieszek. Czyżby szykował się dla niego pożywny, pełnowartościowy posiłek?

-Chcesz forsy? To chodź. I sam ją sobie weź, dzieciaku

Offline

 

#6 2012-07-11 20:07:37

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
San Francisco Zoo - Lake Shore (3a)



- Fo sho! Gimme de dough! - bandyta nie przejął się słowami Lance'a. Miał przecież spluwę, a każdy wie, że murzyni są wrażliwi na ołów! Miał na niego w ten sposób haka. Typek bez spluwy stał z tyłu. Lance widział, że pewno miał jakiś nóż. Z całej dwój typek z nożem dla niego był groźniejszy, ale ze spluwą robił więcej hałasu. Dużo czasu na zastanowienie nie miał. Facet ze spluwą miał zamiar podejść do niego, przyłożyć mu spluwę do skroni i kazać mu wyciągać kasę. Jak to zawsze w takich przypadkach bywa.

Offline

 

#7 2012-07-12 14:22:56

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

-To chodź i bierz, czy może nie masz wystarczająco dużych jaj?
Lance czekał. Czekał aż typek z pukawką do niego podejdzie, żeby posłusznie wziąć od niego forsę. Nie żeby Gangrel miał zamiar mu ją dawać, ale po prostu chciał żeby znalazł się wystarczająco blisko aby 'zaskoczyć' go czy to kopnięciem w dłonie celem rozbrojenia, czy to porządnym ciosem pięści w twarz. A może nawet w zamieszaniu będzie okazja aby wbić na kilka chwil kiełki i wyssać z niego trochę drogocennej krwi? Na razie starał się nie przejmować tym z nożem, w końcu stał kawałek dalej, chociaż gdyby ruszył na czarnoskórego wampira jego także najpierw szybko musiałby pozbawić broni, a później... Później pewnie obić do nieprzytomności

Offline

 

#8 2012-07-12 18:44:40

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
San Francisco Zoo - Lake Shore (3a)



Bandyta nie miał szczęścia. Dostał łokciem w twarz, a ręka ze spluwą została wykrzywiona przez Lance'a. Trzymał go z tyłu, a jego ofiara mogła tylko jęczeć z bólu. Drugi bandyta na to spojrzał, ale nie interesowało, że kumpel dostał, czy nawet że spluwa leżała na ziemi. Oczy Gangrela zaświeciły na czerwono. Bandyta narobił w portki i zaczął uciekać. Ups! No tak, coś tam pierdolili, żeby trzymać się Maskarady. No nic, czas się napić! "Argh, nigga please! Don't hurt me! Imma go! Take da 'lock, man!", ale te krzyki nic nie dały chłopakowi. Vance właśnie przyłożył go przodem do ogrodzenia i wbił się w szyję, którą odkrył drugą dłonią. Kochana Vitae. Tego nawet sześciopak, arbuz i wiadro KFC - połączone, nie dorównają. Prawdziwy nektar bogów. No nic, typek i tak dużo krwi nie potrzebował. Lance wiedział, że mógłby go zabić, jak wypije za dużo, a przynajmniej gościu będzie potrzebował pomocy lekarskiej. No i jeszcze została możliwość napicia się trochę, ale później będzie się dobrze czuł.

*Niepełne Zrozumienie - he, he, he

Offline

 

#9 2012-07-12 23:59:27

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

Pił, pił, pił. Lubił ten smak, nic nie było lepsze od tego szkarłatnego płynu. I było go o wiele prościej dostać niż koks, zielsko czy porządny alkohol. Nie żeby w jego obecnym stanie miało to jakieś znaczenie. W końcu, no cóż. Nie chciał go zabić. Zabicie go mogłoby źle wpłynąć na zagęszczenie glin w okolicy, a Lance nie lubił kiedy stróże prawa kręcili się w jego terytorium. Wystarczą mu tacy kretyni. Pomoc lekarska... Jakoś nie miał ochoty dzwonić po pogotowie czy coś takiego. Wyciągnął swe kły z szyi zbira, delektując się jeszcze chwile 'smaczkiem' vitae. Bestia została zaspokojona, przynajmniej na razie. I to Vence'owi musiało wystarczyć. Ciągle trzymając wykrzywioną rękę bandyty z tyłu, murzyn cisnął nim o ogrodzenie. Kogoś czeka tu długa drzemka. Przeszukał go pobieżnie, szukając dokumentów, pieniędzy i tym podobnych. Potem pochylił się, wzrokiem co jakiś czas spoglądając na jęczącego niedoszłego rabusia i podniósł z ziemi pukawkę. Nie przepadał jakoś szczególnie za bronią palną, ale przydawała się. Na twarzy Gangrela pojawił się uśmieszek.

-I tak oto drapieżnik stał się ofiarą, a ofiara drapieżnikiem.

*wypito 4 vitae.

Ostatnio edytowany przez Bossk (2012-07-13 00:04:01)

Offline

 

#10 2012-07-13 00:57:21

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
San Francisco Zoo - Lake Shore (3a)



Lance słyszał w oddali tego drugiego. Może biegł po kumpli. To był idealny moment. Czas, aby czarny stopił się z mrokiem nocy. Stanął trochę dalej od latarni? Nie, no przeskoczył ogrodzenie i wszedł na teren zoo. W nocy patroluje tylko jeden ochroniarz. Po co więcej ludzi? To jest zoo! No, ale gdyby coś jednak się stało to mógł od razu dzwonić na policję lub wezwać swoich kumpli, którzy pewno teraz spali. Zoo było cudownym miejscem, a raczej jedynym cudownym miejscem dla Vance'a. W metropolii pełnej stalowych gigantów znalazł się mały skrawek zieleni. San Francisco dbało o swoje Zoo. Tylko pytanie co tutaj począć? Od czego zacząć? Był pełny, a przynajmniej Bestia nie będzie szaleć przez jakiś czas. Typki właśnie zabierały swojego kumpla do domu. Pewno tam zadzwonią dopiero po karetkę. Moment. Zalizał ranę? Tak, zalizał. Miał szczęście.

Offline

 

#11 2012-07-13 12:52:41

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

Zoo, Zoo, Zoo. Jedyne miejsce gdzie czuł się na prawdę jak w... Domu? Bliskość zwierząt, które o tej porze zwykle już opuszczały wybiegi i udawały się na spoczynek, z wyjątkiem tych które prowadziły nocny tryb życia. Miał sentyment do takich zwierzaków, w dzień śpią, odpoczywają, by w nocy zacząć buszować. Prawie jak on, czarny wampir Lance. W sumie, dopiero teraz do niego dotarło jak to musi brzmieć. Czarny wampir. W powieściach, komiksach czy filmach krwiopijcy byli zwykle nadzwyczaj bladzi, trupi biali czy coś takiego. Nie słyszał nigdy aby w popkulturze był jakiś czarnoskóry wampir, co oczywiście nie znaczy że ich nie ma. Ba, w końcu był jednym z nich. Lance schował ponownie dłonie do kieszeni bluzy, i ruszył spokojnym krokiem ścieżką w stronę sekcji z dzikimi kotami. Znał w Zoo niemalże każdy zakamarek, a jedynie tam mógł liczyć na dorwanie jakiegoś nie śpiącego zwierzaka, w końcu koty, zwłaszcza te duże lubiły sobie pohasać po nocy. Fakt że na terenie ogrodu zoologicznego jest stróż, jakoś niezbyt go przejmował. Koniec końców, też był stróżem. Co prawda, miał wolne ale kolega z 'pracy' nie powinien się obrazić.

Czas, czas, nie było jeszcze z pewnością północy, a Lance nie nosił zegarka, nie był mu po prostu potrzebny. Wystarczyło tylko spojrzenie w stronę księżyca na niebie, i już wszystko stawało się dla niego jasne. Miał jeszcze trochę czasu.

Znał to miejsce jak własną kieszeń, przechodząc obok kolejnych wybiegów nawet nie musiał czytać tabliczki co za dnia w nim siedzi. Goryle, niedźwiedzie, żyrafy, zebry... Lance usłyszał znajomy ryk i uniósł kącik ust. Czyli jednak kociaki nie spały. Tygrysy Bengalskie miały wysokie ogrodzenie, tak aby nie miały możliwości dojścia do zwiedzających, którzy mieli 'zaszczyt' obserwowania ich z góry. Sam wybieg oczywiście, miał w największym stopniu odwzorowywać ich naturalne tereny, toteż porośnięty był gęstą i wysoką roślinnością, nie brakowało też kamieni i drzew aby mogły skryć się w cieniu gdy najdzie ich taka ochota. Po wybiegu obecnie chodził jeden zwierzak, tygrysica o imieniu Zira. Trafiła do Zoo jakieś pięć miesięcy temu i nie była jeszcze całkowicie przyzwyczajona do nowego otoczenia, wcześniej miała wątpliwy zaszczyt występowania w cyrku, gdzie w warunkach wołających o pomstę do nieba nabawiła się kilku paskudnych ran, i teoretycznie ciągle była pod opieką weterynarza. Lance cóż, powiedzmy że darzył ją pewnego rodzaju współczuciem. Drapieżnik wyrwany z dziczy aby zabawiać publikę durnymi sztuczkami. Teraz co prawda, dalej sporo brakowało do odpowiedniego stanu rzeczy, ale zawsze to jakaś poprawa. Poryczała jeszcze trochę aż w końcu zabrała się do resztek mięsa, które zaczęła rozszarpywać swoimi kłami i pożerać. Potem widocznie uznała za stosowne udać się na drzemkę po nocnym posiłku. Gangrel zmuszony został aby w końcu oderwać dłonie od barierki nad wybiegiem i ruszyć dalej.

Słonie, wielbłądy, lamy, pingwin królewski, pingwin grubodzioby, pingwin mały, niedźwiedź polarny... Spokój. Miał szczęście, nie trafił podczas spacerku na drugiego stróża, jakoś nie miał najmniejszej ochoty tłumaczyć się z tego co tu robi o tej porze. Wyjścia były zamknięte, więc musiał wyjść tak samo jak wszedł. Przez płot. Nie było to większym problemem. Ponownie zerknął w stronę księżyca. No tak, już czas powoli się zbierać i przekonać się czego chce Xavier.

Dopiero teraz zaczął się zastanawiać czego może od niego chcieć. Camarilla? Nigdy się nią nie przejmował, więc czemu miałby robić to teraz? Chyba że ma jakiś trop co do Westwooda, tego który obdarzył go wiecznym nie-życiem. Faktem jest że jeśli Xavier czegoś chce, to musi to być coś ważnego. A Vance od czasu ostatecznej śmierci stwórcy, był pod pod jego opieką.

Ostatnio edytowany przez Bossk (2012-07-13 17:09:43)

Offline

 

#12 2012-07-13 18:45:02

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
Miejsce Spotkania - Central Sunset (2a)
Lipiec 2012, godzina 23:57



Mieli się spotkać niedaleko parku. Już nawet słyszał ich, a dokładnie Xaviera i jeszcze kogoś, nieznajomego. Zanim zakręcił za dom, aby być koło nich, już słyszał część rozmowy.
- Dobra. Pierdoli mnie już jak nas znalazłeś. Mów co to za wiadomość. - odezwał się Xavier. Nie był zadowolony z tego, że go ktoś znalazł. No, ale spotkanie dużej grupki Gangreli pewno nie przechodzi bez echa. Ktoś wygadał? Wątpliwe. Muszą ich obserwować. Książę pozwala im żyć, a on im. Przynajmniej tak to cały czas wyglądało. Śmierć Westwooda całkowicie zmieniła nastroję u Gangreli.
- Zatem wiadomość: Zostaje pan i pańscy przyjaciele zaproszeni na bal, który został zorganizowany przez- - i został tutaj przerwany.
- Wypierdalaj.
- Przez-
- Wypierdalaj! - krzyknął do niego Xavier. Lance usłyszał uderzenie w coś metalowego. Pewno walnął w kosz na śmieci.
Gdy tylko zakręcił, to już tej osoby z którą rozmawiał Xavier nie było. Widział tylko znajome twarze. Poza "szefem" była Nikola, Dewooz i Patrick. Brakowało tylko Owena i Steve'a, ale słyszał, że ci mieli i tak w dupie Westwooda, więc się nie interesowali jego śmiercią. Nikola kiedyś była olimpijskim biegaczką. Wygrała nawet srebro. Spokrewniona była tuż po serii porażek na scenie światowej. Brunetka miała całkiem świetne ciało, ale krótki lont. Dewooz to rastaman przemieniony w wampira. Sprzedaje różne prochy ludziom na ulicach. Sam jest od nich uzależniony i nie może nawet się napić z osoby, która nie jest ćpunem. Jest jednak ostrożny z kogo pije, ponieważ bardzo łatwo o to, aby stał się roznosicielem jakiegoś choróbska, a wtedy jego ćpuny po prostu powymierają. Na końcu był Patrick. Najmłodszy z grupki, ale tylko z wyglądu. Miał chyba z 16 lub 17 lat, kiedy go przemieniono. Wampirem jest już z dziesięć lat. Rodzice zginęli w pożarze, a tylko on wraz z jego kotem ocaleli. Sire od Nikoli i Dewooza już nie było na tym świecie, inna sytuacja była z Patrickiem. Jego Sire był właśnie Xavier, który widział całe zajście i porwał młodzieńca. Jego życie upadło, a on nadał mu nowe znaczenie. Z całej grupki to Patrick jest najspokojniejszy. No i zostaje Xavier. Wysoki murzyn, który wygląda jakby właśnie wyszedł z więzienia. Skurwysyn w ludzkiej skórze, ale dobry dla swoich i tylko dla nich.
- O, Lance! - odezwał się Dewooz. Machnął dłonią, aby podszedł. Może raz, czy dwa razy w tygodniu widuje się z nimi, ale mimo to uznają się za pewną rodzinę, przyjaciół. Nikt tutaj nie jest szefem, a Xaviera po prostu słuchają, bo ma najczęściej rację.

Offline

 

#13 2012-07-13 19:26:43

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

-Jestem, jestem. Czołem Xavier. Siemasz Nikola, Dewooz i Patrick. Mam nadzieje że długo nie czekaliście, co?

Vance podszedł spokojnie w stronę grupki, wyciągając ręce z kieszeni bluzy. Fakt. Lance nigdy, nawet za życia, nie miał zbyt dużo znajomych. A jeszcze mniej, na prawdę dobrych znajomych. Ci których mógł nazwać 'przyjaciółmi' byli tak nieliczni że mógł ich wymienić na palcach jednej ręki. A inne Gangrele były dla niego jak rodzina, bracia i siostry których po prostu nigdy nie miał. Innym wampirom z reguły, po prostu nie ufał.

-No, to co jest grane? Tamten idiota chciał czegoś konkretnego, czy wpadł popierdolić trochę od rzeczy?

Offline

 

#14 2012-07-13 20:07:45

Narrator

Narrator

Zarejestrowany: 2012-07-04
Posty: 3150

Re: + Akta - Lance Vance

Lance Vance
Miejsce Spotkania - Central Sunset (2a)



- Pieprzył o jakimś zaproszeniu. Nosfer na posyłki. Nie miałem zamiaru go wysłuchać do końca. - powiedział Xavier robiąc krok od ściany. Teraz Lance zobaczył co zostało po śmietniku. Już nie miał okrągłego otworu.
- Zostawmy to. Mówiłeś coś o jakimś kontakcie? - odezwała się Nikola.
- Westwood miał sąsiadów, a podczas ataku nie było ich w okolicy. Mógłbyś Patrick? - powiedział Xavier i zwrócił się do młodego, który wyglądał na zmieszanego, ale po chwili kontynuował to co chciał czarnoskóry Gangrel.
- Emm. No węszyłem po terenie trochę. Włamałem się do chaty jednego z sąsiadów i zapamiętałem, jak wygląda na zdjęciach. Dwie noce temu spotkałem go w parku. Gdy tylko mnie zobaczył to zaczął uciekać. Ruszyłem za nim, a jego zapach był... dziwny. Pachniał, jakby żył w parku przez te miesiące. Zniknął mi z oczu, a zapach kończył się na tej budce przy jeziorku Stow. Przekazałem wszystko Xavierowi i każdemu Gangrelowi, którego spotkałem.
- Mówi prawdę. - wtrącił się Xavier. - Ten zapach jest w całym chińskim pawilonie. Wyczułem też inne osoby, które łaziły do tego pawilonu. Udało mi się określić, że spotykają się przed pierwszą. Dziś się zabawimy i zapolujemy na osobę, która może coś wiedzieć.

Offline

 

#15 2012-07-13 21:44:34

 Bossk

Obserwator

Skąd: Nowy York
Zarejestrowany: 2010-08-10
Posty: 476

Re: + Akta - Lance Vance

-Podoba mi się. Dawno już nie było porządnego polowania. A jeśli dowiemy się czegoś na temat tego kto zajebał Westwooda... Tym lepiej

Na twarzy Lance'a pojawił się wyszczerz. Wizja polowania na potencjalnego zabójcę... Lub tego kto może coś wiedzieć na temat 'zabójstwa' jego stwórcy, była dla niego bardzo, bardzo przyjemnym widokiem. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie każdemu Gangrelowi.

-Nie ma co zatem czekać, czy układamy jakiś... No, wiecie. Ten, no. Plan


Vance nie był zwolennikiem planowania, szczególnie jeśli te plany były skomplikowane i zawiłe. Wolał działać na na bieżąco, instynktownie.

Ostatnio edytowany przez Bossk (2012-07-13 21:45:15)

Offline

 
http://www.wodhavoc.pun.pl/chatbox.php <- Pełny ChatBox

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
worldhotels-in.com