Zapraszamy do cieni Świata Mroku.
Brzęk lampy jarzeniowej rozlegał się po alejce to gasnąc wraz pomarańczowym światłem to odzywając się według sobie tylko znanej częstotliwość. Powietrze wypełniała ostra woń ludzkiego moczu zmieszana z zapachem śmietnika i gnijącego mięsa. Z pobliskiej kratki ściekowej snuł się obłoczek równie przyjemnie pachnącej pary. Jo siedział na metalowym kontenerze na śmieci, ukryty w cieniu, do którego nie docierały sporadyczne błyski. Był tam od dłuższego czasu, słuchał i patrzył, samemu pozostając w bezruchu. Dopiero teraz ze sporym zaskoczeniem zdał sobie sprawę z tego iż nie musi oddychać. Natomiast istoty, które oddychają a ich serca biją są szybko wyczuwane przez bestie, która zagnieździła się w jego martwym ciele.
Jak już wspomniałem Joseph siedział w ukryciu i słuchał. Ni to z ciekawości ni z przekory, ponieważ prócz szura, który myszkował obok kontenera, pod lampą stało dwóch ludzi. Zachowywali się dość głośno, aczkolwiek byli niespokojni, kłóci się o coś wymachując rękami. Jeden z nich dość chudy czarnoskóry młodzieniec odziany był w spodnie z luźnym krokiem sięgającym kolan, tak iż jego wysoko podciągnięte bokserki były prawie całkowicie widoczne. Z przodu bokserek miał zatkniętą jakąś broń, prawdopodobnie "dziewiątke". Jego kolega, wąsaty meksykanin nieco bardziej barczysty ubrany był w biały podkoszulek. Jego łysa głowa była pokryta licznymi tatuażami. Wyglądał na agresywniejszego z dwójki "rozmówców". W jednej dłoni dzierżył pistolet a w drugiej woreczek wypełniony białą substancją.
Jo zdziwił się iż mimo tak niestabilnego źródła światła zauważył wiele szczegółów. Tzzzztt, tzzzzt Lampa przygasła. Dżentelmeni nadal toczyli rozmowę. Jeden z nich podniósł głos. - I co kabron? Gdzie moje dinero, śmieciu?
Joseph poczekał aż lampa znów się zapali i ponownie zgaśnie. Gdy tylko zapanowała ciemność odezwał się.
-S-sprzedajecie c-cukier do donatów?
Temat Walki Z Dilerami
Ostatnio edytowany przez Eru (2010-08-26 21:02:02)
Offline
Jo zeskoczył z kontenera, gdy lampa znów się zapaliła i zaczął iść w kierunku mężczyzn. -D-Dobra, j-już mnie nie ma. Dzieliło go od nich około dziesięć metrów, sporo. Do tego mieli broń. Mimo wszystko chciał się sprawdzić, a jak znaleźć lepszą okazję do szerzenia sprawiedliwości niż danie nauczki dilerskim śmierdzielom. Przystanął czekając aż lampa znów zgaśnie. Użył swej krwi do zwinności. Do tego posiadał dyscyplinę dającą mu odporność, jej też użył.* To będzie ciekawe pomyślał I Gdy tylko lampa zgasła ruszył jak najszybciej w stronę chudszego z dwójki, próbując schwytać go od tyłu za krtań i zasłonić się nim jak tarczą.
*Nie wiem, czy dobrze ale to chyba 2 vitae razem.
Ostatnio edytowany przez Eru (2010-08-26 18:52:56)
Offline
Joseph Jablonsky
Ulice - Brooklyn
Poczuł głód. Bestia się budziła.
Złapał czarnoskórego od tyłu. Meksykanin wyciągnął pistolet i zaczął mierzyć w Josepha.
- Co ci kurwa odpierdala? Chcesz stracić cohones?!
Offline
Starał się zapanować nad bestią. Z marnym skutkiem, zasłonił się czarnym niczym tarczą, próbując jednocześnie drugą ręką wyciągnąć mu gnata zza pasa. Z trudem powstrzymywał kły gotowe do wysunięcia.
Offline
Joseph Jablonsky
Ulice - Brooklyn
Meksykanin zastrzelił czarnoskórego. Kilka strzał prosto w klatę piersiową. Mężczyzna osunął się po Josephie. Mógł mu już wyciągnąć broń.
- Nie był mi potrzebny. - wycelował teraz w Josepha.
Offline
Bestia ucieszyła się nie mogło się stać nic lepszego. Chłopak podniósł gnata uśmiechając się. -Nie potrafię z tego strzelać, ale jesteś tak blisko...tak pełny krwi. Zrobił unik, a następnie spróbował wytrącić kopniakiem broń z ręki przeciwnika*.
*rozbrojenie - merit
Ostatnio edytowany przez Eru (2010-08-26 20:28:58)
Offline
Joseph Jablonsky
Ulice - Brooklyn
Mężczyzna wystrzelił przedziurawiając na wylot Josepha. Czuł jak gorący metal wchodzi i wychodzi z jego ciała. Przeszył go ból. Wcześniej pewno byłby większy, jakby był człowiekiem. Wykorzystując ten moment Joseph zamachnął nogą i wybił pistolet z ręki przeciwnika.
Joseph otrzymał 4 lekkie obrażenia. Łącznie ma 4 lekkie.
Offline
Joseph Jablonsky
Ulice - Brooklyn
Nie potrafił trafić nawet w stojący obiekt, więc zrobił to co umie. Ssać. Ssać krew to znaczy. Wbił się bandytę kłami. Teraz tylko, wypić trochę? Czy zamordować kolesia?
Offline
Wypił tyle aby nie zabić, choć bestia skomlała. Wziął woreczek z białym proszkiem i wsypał go w rozdziawione usta meksykańca. Odwrócił głowę w stonę murzyna "Ten już odchodzi, ulżę mu" Pomyślał Jo i zatopił w nim kły. Gdy już skończył oparł się plecami o ścianę i przez parę minut spoglądał na swe dzieło. "Chyba muszę zmienić metody"
Otarł twarz i podszedł do ciał aby je przeszukać.
Dodałem Muzyczkę. Temat Walki Z Dilerami
Ostatnio edytowany przez Eru (2010-08-26 21:02:43)
Offline
Joseph Jablonsky
Blok na ulicy Jerriego - Brooklyn
13 Września 2002, godzina 21:30
- Mam sprawę, neofito. - odezwał się Stephen do Josepha. Rozmawiali przez telefon. - Przyjedź do Staten Island. Do Teatru Świętego Jerzego.
Offline
J-jasne Steve. Dla ciebie w-wszystko. Założę co-coś odpowiedniego do teatru.
Po chwili siedział już w metrze w swoim odświętnym, ortalionowym, żółtym dresowym komplecie, ozdobionym jebliwie czerwonym napisem "I'm Hood King.Brooklyn Gangstaz". Na nadgarstku miał swój drewniany różaniec. Postanowił nieco ochłonąć po ostatniej walce i dantejskich scenach, których był inicjatorem. Zaczął medytować nad naturą życia, czy też nieżycia w którą został wciśnięty. "Jest całkiem nieźle stary. Bawimy się! Jesteś jak z pierdolonego komiksu marvela! Ocalimy to miasto od zła, tylko daj mi coś w zamian" Jo widział w myślach jednego siebie siedzącego w pozycji do medytacji na środku mrocznego pokoju i drugiego siebie w drogim, azjatyckim garniturze chodzącego dookoła i błyskającego czerwonymi ślepiami. Mówił ten drugi, uśmiechając się ironicznie i wysuwając długi jęzor. "Daj mi coś w zamian. Daj mi ich krew, ich życie, ich duchy! A ucznie cię wolnym, dam ci wszystko.
Siedzący Jo odpowiedział. "Nie możesz mi dać tego czego sam nie wezmę." Bestia zaśmiała się -"Nie? Słabniesz stary. A ja rosnę w siłę. W końcu mi się poddasz. A wtedy zaznamy prawdziwego szczęścia"
Joseph odrzucił tą uporczywą myśl. Cóz, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Pragnienie krwi i dzikie, prymitywne instynkty budzące się w nim były ewidentnym minusem. Może da się coś z tym zrobić. Postanowił iż zapyta o to Stephena, to cwany gostek.
Offline