Narrator - 2012-07-23 20:28:18

Michael Smith http://i.imgur.com/Fphnp.png
http://i.imgur.com/sy2fw.jpg
Eru
5/5 Siła Woli, Obrażenia: -
Data: Lipiec 2012
Schronienie: Holy Cross Catholic Cementry - Colma

Narrator - 2012-07-25 14:26:20

Michael Smith
Holy Cross Catholic Cementry - Colma
Lipiec 2012, godzina 12:12

Holy Cross Catholic Cementry
http://i.imgur.com/lamXD.jpg



Theme

Budzik nie zadzwonił po grabarza. Michael przebywał już jakiś czas na cmentarzu, w jednym z podziemnych pokoi. Od Richarda słyszał, że kiedyś używało to miejsce Stowarzyszenie. Czas jednak był dla nich nieuchronny, a wampiry okazały się silniejsze. Przejęli cmentarz, ale z czasem dali sobie spokój z pilnowaniem. Na miejscu pozostał jeden brzydki wampir, którego wypędzili bardzo łatwo. Teraz w ich rękach jest cały cmentarz. Pytanie na jak długo? Tego dnia miał przyjechać Richard i porozmawiać z Michaelem. Wreszcie mu dać jakieś zadanie.

Sam budynek był dość duży. Na parterze były biura ludzi, którzy zajmowali się cmentarzem. Za dnia tylko pracowali, więc nie wiedzieli nic o wampirach. Młodzi ludzie, nawet od Michaela. Lepiej niech tak pozostanie. Inkwizytor wynajął się u nich jako nocny grabarz, bo brakowało im jednego. Tamten wampir miał kogoś na posyłki. Miał. Sługi Diabła muszą zostać unicestwione. No, a pod budynkiem poza zwyczajnymi katakumbami, gdzie trzyma się prochy, to były pokoje. Teraz były oczywiście puste, ale kiedyś tutaj spali i ćwiczyli Inkwizytorzy. Może w przyszłości się to zmieni?

Michael spojrzał na zegarek. Po dwunastej. Richard napisał mu list, w którym mówił, że powinien zjawić się u niego przed osiemnastą. Miał więc trochę czasu dla siebie, zanim jego mistrz powróci z podróży.

Eru - 2012-07-25 21:55:19

Chłód kamiennych ścian, zastygłe w martwym bezruchu cmentarne powietrze, cisza.

Michael przesunął dłoń po gładkim ostrzu, uśmiechnął się. Doskonale wiedział co jest jego przeznaczeniem, nie miał żadnych wątpliwości - to co robił było Wolą Boga. Deus Vult, to jego credo i zawołanie.  Każdy śmiały krok wynikał z wiary w słuszność "misji", a każdy sukces przysparzał mu tej wiary.

Długo przygotowywał się do chwili, która właśnie nadeszła. Ale to nie trening fizyczny, broń którą posiadał, czy wsparcie Stowarzyszenia były jego siłą. Napędzała go wiara i przekonanie, że w tych dekadenckich czasach tylko on jest tym, który oddziela świat mroku od świata dobrych dusz, jest pochodnią zapaloną przez Boga, która rozświetli najczarniejszą noc, jest pasterzem strzegącym trzody Pana przed podstępnym i śmiertelnym wrogiem. 

Czy był jednak nadzieją dla zbłąkanych?
Może przemawiała przez niego pycha?  Michael nigdy nie dopuszczał takich myśli, to mogłoby oznaczać brak wiary, niemal bluźnierstwo. Bo skoro nie powołał go Bóg to mógł to zrobić każdy, w tym największy z wrogów. - To oznaczałoby, że jest potępiony i niesie potępienie innym.  Nie. On został wybrany.

Nikły blask lampy naftowej, niemal jak dżin tańczył po ścianach kamiennej komnaty. Czasami wydobywając z cienia, zdewastowane elementy jej wystroju - pęknięte marmurowe tablice, rozbite krzyże, zardzewiałe miecze  i szpady wiszące na pokrytych kurzem czasu stojakach.  To miejsce wiele przeszło, kiedyś było dla Bractwa Leopolda jednocześnie świątynią, salą treningową, salą obrad i miejscem gdzie znużony polowaniem łowca lub inkwizytor mógł złożyć swą znużoną głowę i zasnąć snem przynależnym sprawiedliwemu.

Michael, spojrzał na ogromny miecz, doskonale czuł jego wagę i zdawał sobie sprawę z jego ostrości. Miecz ten wykonany w Hiszpanii w XVIII wieku, przez jednego z uzdolnionych kowali. Twórca należał do Stowarzyszenia, jednak nikt nie potrafi dziś powiedzieć kto nim był.   Ostrze wykonane z damasceńskiej stali, zdobione inkrustacjami przedstawiającymi motywy biblijne i stare teksty zaczerpnięte z Septuaginty. Rozbudowany jelec w kształcie krzyża przechodzi w krótkie posrebrzane rikasso.  W jelcu znajduje się ampułka z relikwią, niestety czarne szkło nie pozwala dostrzec jaka to relikwia i czy naprawdę tam jest. Tym niemniej miecz używany przez trzy  stulecia w służbie Boga i inkwizycji nasiąknął wiara dzierżących go braci. Mówi się że proces tworzenia takiej broni to mistyczny rytuał, oparty na niemal zapomnianych już od średniowiecza świętych sztukach i tylko artyści posiadający prawdziwą wiarę mogą stworzyć równie wspaniały oręż, który jest godzien być użyty w służbie Prawdziwego Boga.
Łowca przeciągnął dłonią po klindze i z pietyzmem odstawił miecz na stojak, leżący na prowizorycznym gotyckim ołtarzu.

Mężczyzna sięgnął po flakonik stojący na ołtarzu i szepcząc słowa modlitwy wylał jego zawartość tworząc półokrąg wokół ołtarza.  Choć cmentarz ten był kiedyś  uświęcony i cały jego teren przypominał twierdze wiary, to po ataku i zwycięstwie mrocznych sił, ziemia ta została zbezczeszczona. 
Potrzeba wiele rytuałów i ogromnego wysiłku duchowego by to wszystko odbudować. Niestety Stowarzyszenie, ma teraz inne sprawy na głowie, a we współczesnym świecie wiara jest nikła i ulotna.  I choć czasem w cmentarnej kaplicy odbywają się msze, to są to zwykle powierzchowne akty wiary.  Ciężko dziś o gorliwych chrześcijan.
-Tym bardziej potrzeba im pasterza. Pomyślał Michael.

Mężczyzna trzymając lampę naftową ruszył w kierunku stromych, krętych schodów. Spojrzał jeszcze za siebie na ciężkie misternie zdobione drzwi. Nikt ich nie otwierał, przynajmniej od dwustu lat. Drzwi pomimo iż potężne, były materialne więc wampiry, które skaziły to miejsce powinny je otworzyć, jednak tego nie zrobiły. Dostępu broniło siedem pieczęci. Pięć z nich to pieczęcie zakonów. Jedna to bulla maxima . Ostatnia, największa, odlana ze srebra zawierała napis "SIGIL MAXIMA" pod ryciną ostrza włóczni. O tej ostatniej Michael nie mógł nic powiedzieć. Ciekawiło go natomiast, co znajduje się za tymi drzwiami, a jak to mówią - ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Schody wiły się ku górze i niemal namacalnie dało się wyczuć iż powietrze robi się coraz lżejsze. Michael ujrzał jak snop światła pada przez małe okienko krypty do której wszedł, a która znajdowała się nad byłymi kwaterami Stowarzyszenia. Minął dwa proste sarkofagi i wyszedł na zewnątrz.

Postanowił, że przed spotkaniem uda się jeszcze na południową mszę i do przytułku dla bezdomnych, w końcu służba Panu to nie tylko walka.  Po drodze mijał jakaś procesje pogrzebową,  za karawanem szło zaledwie kilku ubranych na czarno postaci.
Rodzimy się i umieramy, to nasze największe przekleństwo ale i największe błogosławieństwo. Pomyślał.

Narrator - 2012-07-25 23:34:32

Michael Smith
St. Andrew Catholic Church - Miasto Daly City
Lipiec 2012, godzina 13:30

St. Andrew Catholic Church
http://i.imgur.com/rpcQN.jpg



Najbliższy kościół katolicki był niezły kawałek drogi od cmentarzy. W Colmie cmentarz był koło cmentarza. Różne narodowości, różne religie. Można powiedzieć, że to było zbudowane przez osobę, która chciała zaspokoić każdego. No, ale po przejściu przez kilka cmentarzy i pod autostradą, to zagorzały katolik mógł wreszcie pomodlić się w kościele św. Andrzeja. Budowla nie przypominała kościołów z Europy. Żadnych wielkich krzyży na dachu, który również odstawał od normy. Był mały krzyż, który stał po środku dachu, a ten kawałek budowli wystawał jak jakiś pryszcz. Cztery wejścia, które odstawały od głównej struktury. Ohydny brązowy kolor. Wszystko jednak było zrobione tak, aby ludzie poznali środek. Jak to mówią "nie oceniaj książki po okładce". W środku wierni zbierali się na popołudniową mszę prowadzoną przez ojca Mateusza. Przyjechał z Polski, kraju we wschodniej Europie. Dobry człowiek. Michael nie raz go spotkał. Wydaje się znać dobrze dzisiejszą młodzież, a bariera językowa nie jest dla niego żadnym wyzwaniem. Dzisiejsza msza dotyczyła korupcji duszy, a w ogłoszeniach ksiądz prosił o datki dla biednych. Kościół miał nie tylko mieszkania dla księży budynek obok, ale też przytułek dla bezdomnych. Tutaj katolicy pomagali biednym ludziom z ulicy stanąć na własne nogi. Msza oczywiście trwała czterdzieści pięć minut. Godzina czternasta piętnaście.

Eru - 2012-07-31 00:27:54

Głośna pieśń wypełniła kościół. Energiczna mieszanka syntezatora, nierównego, zabarwionego nutą fałszu śpiewu wiernych i dudniącego echa, zapowiadała koniec mszy. Gromkie -"Amen" - niczym syrena sygnałowa dało znak zebranym i wraz z ostatnimi akordami, najpierw pojedynczy chrześcijanie a następnie większe ich grupki zaczęły opuszczać kościół. Myślami byli już przy swoich paliwożernych pickupach, rodzinnych suwach i nieco bardziej przystosowanych do szalejącego w kraju kryzysu - toyotach.  Ciężko powiedzieć ile wynieśli z kazania ojca Mateusza. Przychodzili tu co niedziele, modlili się, śpiewali, dawali datki, lecz czy ich wiarę można nazwać "prawdziwą", a pobudki dla których pojawiali się na mszy - szlachetnymi.  Każdy szukał tu czegoś innego: poczucia wspólnoty, tradycji, pocieszenia, mądrości jak żyć godnie w tym skorumpowanym, nihilistycznym świecie.

Czy jednak ci ludzie, w gruncie rzeczy dobrzy, potrafiliby stanąć oko w oko z najgorszym złem, czy potrafiliby swoim życiem cytować święte księgi, czy potrafiliby oddać wszystko za współwyznawców  i  Święty Apostolski Kościół? Większość z nich nie będzie miała okazji się o tym przekonać, przynajmniej nie w namacalny, dosłowny sposób.

Michael mógł...
Lecz ceną za takie błogosławieństwo, za ujrzenie prawdziwego obrazu świata była wielka odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi. Niewiedza to dar, a łuski na oczach sprawiają, że sny nie są tak przerażające i realne.

Tęczowe snopy południowego światła, wpadające go przez małe, ozdobione witrażami świetliki, tańczyły na szarym tynku budowli. W niektórych miejscach zlewały się z wąskimi pęknięciami tworząc na ścianach abstrakcyjne  wzory. Lecz to nie barwy, ani dość kiczowate podobizny świętych, utrwalonych w kolorowym szkle, przykuwały uwagę Michaela. Patrzył na ostatnich ludzi opuszczających kościół. Czuł do nich sympatie, a jednocześnie trochę im zazdrościł.  Zdawał sobie sprawę, że to może jedna z ostatnich spokojnych mszy w jego życiu.

Prócz dwóch, zajętych swoimi sprawami ministrantów, w kościele nie było nikogo.  Młody łowca wstał ze swojego miejsca i podszedł do krzyża. Przez chwilę patrzył na niego bez słowa, po czym uklęknął i pocałował go.  Przebywał teraz na uświęconej ziemi, sam na sam ze swoim Stwórcą.  Mówi się, że istnieje pewien paradoks, który staje się udziałem świętych - po pewnym czasie przestają odczuwać obecność Boga.  Czy może być coś gorszego? Michael nie mógłby sobie pozwolić na utratę wiary, lecz jak wiadomo aby wykuć dobry oręż trzeba mocno uderzać w stal i hartować ją w lodowatej wodzie. Bóg poddaje ludzi wielu próbom,   a najczęściej ludzi, których sobie umiłował.


Zbliżała się szesnasta.  http://www.youtube.com/watch?v=M0d4qM7g … re=related

Michael wychodził własnie z przytułku dla bezdomnych. Poznał jego nowego mieszkańca - kolejną ofiarę kryzysu. Niespłacony kredyt, brak pracy, w końcu alkohol zniszczyły tego człowieka.  Ojciec Mateusz mówił, że tragedia pomieszała mu zmysły. Ale Michael zauważył, czy może wyczuł coś dziwnego. 
-"Szósta burza rozerwała łańcuchy, drzazgi z piekielnych bram zabarwią wody na czerwono. Trąby aniołów, przygotujcie się do wojny. Słońce powraca, by ucztować na trupach tych, przez których utraciło łaskę Pana.  I demony będą chodzić pośród ludzi, i opadną zasłony starych grzechów i tajemnic. Jak było za czasów Caina tak będzie i teraz." Zarośnięty kloszard skończył mówić i zaczął patrzeć przed siebie.  Jego oczy wyły puste, pozbawione emocji.
Michael odwrócił się i chciał odejść, lecz poczuł jak ktoś chwyta go za rękaw. -"Oni już tu są. Zabierają ciała słabych, lecz przyjdzie czas na mocarzy. Zemszczą się za tysiącletnią wojnę z Bogiem. Nie możesz nic zrobić by zachować swoje stado przed rozbiciem."
Łowca chciał coś odpowiedzieć, jednak przypomniał sobie sentencje wyryte w ostrzu miecza. "Cinis et manes et fabula fies, tempus maturum mori"  - "Popiołem i cieniem i wspomnieniem się staniesz, nadszedł czas by umrzeć". Niech się dzieje co ma się stać, nie on decyduje, jest tylko jednym z wielu żołnierzy Boga.

Michael wrócił na cmentarz, słońce wydłużyło cienie grobów, a jego czerwone światło zwiastowało nadejście nocy. "Czas bestii" Pomyślał i z nadzieją spojrzał na bramę cmentarza,  ojciec Richard niedługo tu będzie...

Narrator - 2012-07-31 16:50:31

Michael Smith
Holy Cross Catholic Cementry - Colma
Lipiec 2012, godzina 17:30



Słowa bezdomnego zostały zapisane w jego pamięci i nie chciały odejść. Zastanawiał się przez cała drogę o tym co mu powiedział. W szaleństwie jest metoda? Dawno temu nazywali jasnowidzów szaleńcami, nawet Jezusa okrzyknięto szaleńcem. Dopiero czyny zmywają to piętno. Pytanie tylko czy bezdomny był jasnowidzem, czy może tylko chorym człowiekiem? Może obydwie rzeczy? Ojciec Richard opowiadał o różnych dziwnych wydarzeniach, z którymi miał do czynienia w jego długim życiu. Miał on wrócić teraz z Iraku. Michael widział w oczach swego mentora, że to będzie bardzo trudne zadanie. Jednak mu się udało. Wrócił żywy i cały.

Michael spotkał Richarda de Moleya w katakumbach, dawnej siedzibie Stowarzyszenia. Spoglądał ze smutkiem w oczach na stare, zardzewiałe miecze, zniszczone stoły. Z jego słów wynikało, że kiedyś tutaj był, jak był bardzo młody. W tym miejscu tętniło życie inkwizytorów. Nadzieja na lepsze jutro. Teraz jest to miejsce smutku i żałoby. Nadziei w tym miejscu nie było. Nadzieja była w osobach, takich jak Michael. Kiedy Richard go zobaczył, to smutek z jego twarzy zniknął i pojawił się uśmiech.
- Laudetur Iesus Christus. - powiedział do niego Richard zbliżając się. Jego toga inkwizytora ledwo dotykała kamiennej podłogi. Nie wiedział go kilka lat i nie wyglądało na to, aby te lata go osłabiły.

Eru - 2012-07-31 21:21:46

- Nunc et in aeternum - Teraz i na wieki.
Michael uklęknął i pocałował srebrny sygnet inkwizytora. Na sygnecie tym, wygrawerowany był łaciński krzyż,  otoczony w połowie aureolą, zakończoną dłońmi. To prastary symbol, sięgający jeszcze czasów gdy tak zwana inkwizycja dopiero zaczynała swą chwalebną historie. Były to lata krucjat, a kroniki z tamtych dni zaginęły w mroku dziejów. Krąży wiele legend dotyczących Stowarzyszenia Leopolda. Mówi się, że przez jakiś czas kierowali nim spokrewnieni, bądź chrześcijańscy magowie. Niektórzy uważają, że inkwizytorzy przejęli od templariuszy tradycje opieki nad jakąś cudowną relikwia, lub też udało im się zdobyć starożytną wiedzę wampirów i (niech ich piekło pochłonie) czarowników.  Większość ludzi, jak i nieludzi zaznajomionych z tematem Stowarzyszenia, uważa jednak, że założycielem jego był Leopold z Murnau - jeden z uczniów św. Dominika. Są jednak uczeni, którzy uważają, że Stowarzyszenie nie powstało w roku Pańskim 1231 i ma znacznie dłuższa historię. Krążą opowieści o "Cienistej Inkwizycji", w skład której miał wchodzić dom Murnau.
- Ojcze pamiętasz pożar sierocińca Kiedy mnie odnalazłeś? Uważam, że to nie był przypadek, to ręka opatrzności sprawiła, że jestem tym kim jestem. Myślę, że już czas bym podziękował Ci i Bogu, za danie memu istnieniu tak jasnego i szczytnego celu.

Czarna, surowa szata Richarda de Moleya sprawiała, iż sylwetka inkwizytora rozpływała się w mrokach podziemnych katakumb.  Tylko biały, wykrochmalony kaptur - niczym aureola wydobywał twarz tego sędziwego męża z objęć ciemności.
Michael spojrzał w zmęczone, lecz pełne dobroci oczy swego mentora.  Nie widział go od bardzo dawna, ale zdawał sobie sprawę jakie brzemię dźwigał ten człowiek. Mimo iż Stowarzyszenie Leopolda, było pozornie strukturą monolityczną i zachowawczą, to jednak jego członkowie z reguły musieli radzić sobie ze swoją walką w samotności...samotności, nie licząc Boga i ich wiary.  Plotki, głoszą, że odkąd swe rządy rozpoczęła Ingrid Bauer, zwana Żelazną Dziewicą.  Stowarzyszenie zmieniło swój charakter, a to źle wpłynęło na ludzi takich jak de Molay.
Być może nawet on pragnął powrotu dawnej chwały inkwizytorów, ale nie za wszelką cenę, a na pewno nie za utratę "niewinności".

A co jeśli to początek, czegoś nowego?  Nieznane są ścieżki Pana i tylko On może zdecydować o reformacji w szeregach swych rycerzy. "Deus Vult" - Pomyślał Michael.

Narrator - 2012-08-01 00:09:33

Michael Smith
Holy Cross Catholic Cementry - Colma



- Tak. - powiedział de Mulay. Zrobił wydech. Nadzieja jednak go nie opuszczała, gdy spoglądał na Michaela. Traktował go jak własnego syna, a teraz miał go wypuścić, jakby wreszcie syn dorósł i znalazł własne mieszkanie. Spojrzał na moment na wielkie drzwi katakumb i wrócił do Michaela. - Przez wiele lat uważałem Stowarzyszenie za obowiązek, nic więcej. Musiałem wykonywać to co robię, bo inni nie byli w stanie. Z czasem jednak nadzieja, że podołamy naszemu zadaniu zanikała, a nawet więcej. - usiadł na jednym z całych krzeseł i poprosił, aby Michael zrobił tak samo. - Czułem, że stajemy się ślepi, a to z powodu, że świat umyka nam między palcami. Wiele lat minie zanim Święte Oficjum otworzy oczy i zobaczy, że świat rozwija się w zastraszającym tempie. Nadzieja jest w młodych i takich, którzy w przyszłości staną się nie tylko fundamentami, ale kolumnami, które podtrzymają nasze Stowarzyszenie. - wziął dłonie Michaela. - Wierzę, nie, ja wiem, że jesteś taką osobą Michael.

Eru - 2012-08-01 20:00:30

Michael uścisnął dłonie inkwizytora i opuścił głowę w geście akceptacji. -Jestem tylko mieczem w rękach Pana i tarczą jego owczarni. Niech się stanie, co ma się stać – nie zboczę ze ścieżki, dopóki sam Bóg mnie nie zwolni. Jego głos by pełen siły i wiary w przynależnej ludziom pewnym swojej racji.

Niebieskie płomienie wystrzeliły w górę liźnięte ogniem zapalniczki. Na palniku turystycznej kuchenki stanął mały, pokryty odpadającą emalią czajnik. -Ojcze, opowiesz mi o tym co się wydarzyło podczas twojej misji na bliskim wschodzie? – zapytał nie odrywając wzroku od kolorowego widowiska.
Brwi Richarda de Molay uniosły się nieco, a przez jego usta przebiegł tajemniczy uśmiech -Mamy jeszcze wiele czasu na opowieści. Lecz najpierw chciałbym wyjaśnić ci sytuację w samym Stowarzyszeniu.

Zamilkł na chwilę marszcząc czoło. - W San Francisco nasze struktury od wielu lat są zdezorganizowane, dlatego  nie docierają tu wiadomości z samej góry.  Do tego każde większe miasto, tak w stanach jak i na świecie ma swoje własne problemy. Zwierzchnictwo Stowarzyszenia jednak, jest głuche na prośby. Zamknęli się w swych twierdzach w Rzymie i snują tam swoje szalone plany. Ingrid Bauer zdaje się być gotowa poświęcić wiele ich realizacji, może zaryzykuje nawet istnieniem samego Stowarzyszenia Leopolda. 
Starzec pokiwał głową. -Nasza frakcja i wielu starszych braci skupionych wokół świętej pamięci Amelio Carpaccio, została odsunięta od decyzji. Żelazna Dama zbroi swych ludzi w broń i tajemnice, powoli upodabniając się do naszych wrogów. Lecz jest za młoda by zrozumieć iż bez wiary człowiek nie podoła takiemu wyzwaniu. 
Tu de Molay znów przerwał i skinął głową w stronę metalowych, zapieczętowanych drzwi -Zapomnieli o wielu tajemnicach, których przyrzekli strzec, zapomnieli o tych których mieli bronić. Teraz liczy się tylko wojna.  Obawiam się że Stowarzyszenie coś znalazło, coś czego ludzkie oczy widzieć nie powinny. Moja misja na bliskim wschodzie była tylko niewielką częścią akcji zakrojonej na wielką skalę. I teraz gnani pychą stronnicy Bauer uważają, że sami mogą wygrać, sami zakończyć wojnę toczoną od początku świata. Ja jednak myślę że nie mogą zrobić nic by powstrzymać to zapisane na niebie, a jeśli przyspieszą bieg wydarzeń, będą potępieni jako pierwsi.

Zapadła cisza, nawet syk palnika wydawał się stłumiony.
Michael posiadał zbyt małą wiedzę i doświadczenie, by w pełni zrozumieć słowa starszego inkwizytora.  Jednak czuł coś. Widział to w twarzach ludzi, w oczach szaleńców, w migawkach wiadomości wyświetlanych na ścianach telewizorów w sklepowych witrynach. Świat pędził, niczym rozpędzony  wózek załadowany wrzeszczącymi dziećmi. Pędził co jakiś czas gubiąc jedno z nich na wyboju i nikt nie wiedział czy finałem tej podróży będzie dno najczarniejszej przepaści, czy piaszczyste plaże raju.

Ciepło metalowych kubków rozgrzewało dłonie inkwizytorów. Niczym pierwsi ludzie ukryci w swej jaskini delektowali się teraz dziełem ognia – daru od bogów.  Należeli do wybranego gatunku, jako jedyni mogli delektować się jego dobrodziejstwem jak i wykorzystywać jego niszczycielską siłę. Ogień. Błogosławieństwo dla słabych, dwunożnych istot. Zniszczenie dla dzieci Caina. Ratunek i oczyszczenie dla dusz potępionych za życia.

Mężczyźni nie odzywali się prawie. Cieszyli się jednak swoim towarzystwem. Mało kto wie jak samotne i ciężkie jest życie krzyżowca we współczesnym świecie. Ustalili, że muszą poświęcić teren cmentarza, póki co zrobią to prowizorycznie – bo chociaż woda święcona i krzyże są tanie to jednak posługa księży...cóż, widocznie niektórzy zapomnieli o tym jak Jezus wypędził kupców ze świątyni.
-Ojcze czy możesz udzielić mi komunii? Zapytał Michael i skinął głową w stronę małego, kamiennego, gotyckiego ołtarza.
Nie mieli komunikantów, użyli więc zwykłego chleba i burbona z manierki Richarda, który przezornie zawsze miał go przy sobie.  Msza nie trwała długo, jednak dało się wyczuć podniosłą atmosferę. -”A gdzie dwóch albo trzech zbierze się w imię moje, tam Ja jestem pośród nich.
Po wszystkim za pomocą wody święconej na ścianach i podłodze komnaty uczynili krzyże i linie. ”Zasieki Boga” z rozbawieniem pomyślał Michael.

Było już późno. Temperatura na zewnątrz była niemal tak niska jak w grobowcach pod cmentarzem Śpiew ptaków w spokojnym Coloma zastąpił cichy ryk samochodów z oddalonego centrum miasta nazwanego imieniem świętego – San Francisco.
-Ruszaj mój chłopcze. Ludzie cię potrzebują, potrzebują nadziei i kogoś kto ich ochroni gdy złożą swe głowy do snu  Michael wiedział jednak, że de Molay nie będzie spał. Pamiętał jak często widział go w nocy pochylonego nad biurkiem pełnym starych woluminów i notatek, lub po prostu modlącego się. -Gdy spotkamy się jutro, pokażę ci moje zapiski i dokończę opowieść. Tymczasem niech Bóg cię chroni – Richard de Molay odwrócił się i powolnym krokiem udał się w stronę schodów prowadzących do podziemi. Jego postura i chód wskazywały na to jak bardzo był zmęczony.

Michael wsiadł do metra. Ze stacji Colma do Civic Plaza, gdzie chciał dotrzeć był spory kawałek drogi. Pomyślał, że pokręci się po Downtown, być może przejdzie obok Grace Cathedral albo Old St Mary's Church. Miał wiele opcji. Teraz jechał metrem, przyglądając się wysiadającym i wsiadającym do środka ludziom, był nieco głodny, nie jadł dziś nic konkretnego. Lecz to nie problem znaleźć w centrum jakiś bar z fastfoodem.

Narrator - 2012-08-02 21:54:28

Michael Smith
Metro - Downtown (8a)
Lipiec 2012, godzina 21:30



"Jutro ci więcej opowiem o samym San Francisco. Mam dobrego przyjaciela w mieście, którego zasób wiedzy jest nieoceniony." przypomniał sobie Michael. Siedział na jednym z tylnych miejsc. Przystanek wcześniej wysiadła starsza pani, której na początku udostępnił miejsca. Teraz mało ludzi było i mógł sobie wreszcie usiąść. Głód mu doskwierał i został mu tylko jeden przystanek. Niestety, jak to po nocach, są ludzie, którzy muszą innym przeszkadzać. Na jego przedostatnim przystanku wsiadła grupka mężczyzn. Wysocy, wysportowani. Jeden nawet głośno muzykę puszczał z telefonu. Jakiś rap, dużo przekleństw, a nawet sami przeklinali na lewo i prawo. Jak tylko wsiedli, to nie przebili biletów. Nie mieli? A po co? Kto by im coś zrobił? Widział, jak ludzie drgnęli widząc ich i słysząc ich głosy. Strach. Zwykły strach. Michael obserwował jak grupka zaczepiła kogoś, jakąś młodą kobietę. Słyszał jak obiecywali jej "dobry czas z nimi". Oczywiście, że domyślił się czego chcą. Starzec obok jednak nie wytrzymał. "Zostawcie tą młodą kobietę!" krzyknął swoim słabym głosem. Michael zauważył coś więcej w jego głosie. Odwagę. Cała czwórka odwróciła się do dziadka i zaczęła mu wygrażać.

Eru - 2012-08-02 23:06:59

Michael nie był jednym z tych typów, którzy ingerują we wszystko wokół. Jednak były sytuacje, kiedy zasada nadstawiania drugiego policzka nie obowiązywała. Były i takie, gdzie choć nie chciał, musiał ograniczyć wolną wolę innych ludzi.

Młody łowca siedząc ciągle na lekko wytartym, brunatnym siedzeniu metra spoglądał to na starca to na sprawców zamieszania. Był ubrany w jasne dżinsy i jasnobrązowy prochowiec sięgający do kolan. Na jego wypłowiałym t-shircie widniał napis "Jesús dentro".  Nie miał też przy sobie żadnej broni, pomijając kilka fiolek z wodą święconą, różańca i srebrnego krzyża zakończonego ostrzem.
Trudno czasem zrozumieć próby, jakimi poddaje nas Bóg. Michael nie był mistrzem walki wręcz, owszem był silny, ale młodość spędził raczej w spokojnej okolicy stroniąc od problemów. Dlatego czasem brakowało mu doświadczenia w takich sytuacjach.

Neonowe świetlówki migały w takt stukotu kół o stalowe szyny. Twarze starca i bandytów to znikały to pojawiały się. Coraz straszniejsze, coraz bardziej zacięte.  Torebka młodej kobiety zaciśnięta kurczowo, wbijała się w piersi. Jej oczy otwierały się coraz to szerzej.

Ciszę przerwał stukot obcasów. Inkwizytor szedł pewnie. Lekko spuszczona głowa, przykryta półcieniem tak iż tylko białka oczu co jakiś czas błyskały gniewnie spod okapów brwi. Wydawało się iż chwila ta trwała wieki. Michael uważnie obserwował wszystkich w przedziale. Choć jak było powiedziane nie miał doświadczenia i nie był mistrzem w percepcji to liczył na to iż przy odrobinie szczęścia wychwyci jakąś słabość u przeciwnika, lub choćby cień zamiaru.
-Przynosicie hańbę waszym matkom Jego głos był stanowczy i powolny. Wygląd który mógłby zmylić nieświadomego, teraz oddawał pełnie zamiarów inkwizytora. Nie było tu manipulacji. Nie było łagodnej drogi.
-Wysiądziecie na następnym przystanku i zastanowicie się nad tym co robicie
Michael  wiedział już co dalej nastąpi. Lecz był gotowy, tak jak każdego dnia.  Bóg tak chciał.

Narrator - 2012-08-03 01:12:08

Michael Smith
Metro - Downtown (8a)



- Ej, ale dziwny facio. - odezwał się jeden z mniejszych drabów. Banda jednak odczepiła się od starca i kobiety. Ten pierwszy już miał zostać złapany za fraki i rzucony o drzwi pociągu metra. Wielki dryblas z szerokimi spodniami odwrócił się do Michaela. Krótkie włosy, murzyn z jednym złotym zębem. Wyglądał na szefa grupy. Podszedł równie stanowczym krokiem do Michaela. Stała tak blisko, że byli tylko kilka centymetrów od swoich twarzy.
- Co się interesujesz pało? Chcesz japę? - kręcił głową i trzymał wzrok na Michaelu. Inkwizytor wiedział, że w walce na pięści, czy tak zwany streetfighting, to nie miał szans. Pobiją go, szczególnie, że we czterech byli. Wiara Michaela nie pozwalała mu stać obojętnym wobec cierpienia innych. Kobieta i starzec, którzy byli wraz z nimi w przedziale, pewno uciekną na najbliższym przystanku. W ten sposób uratuje ich. Michaela by pewno pobili i okradli. Mógłby też spróbować zabrać laskę starca i pokazać im co to znaczy ból.

Eru - 2012-08-03 01:39:56

Serce Michaela biło coraz szybciej, adrenalina buzowała we krwi. Bał się, ale kto przy zdrowych zmysłach nie czułby strachu.  Łowca wykrzywił twarz, śmierdzący oddech maura, jego fizjonomia i zło czające się w oczach odrzucały każdego wiernego sługę Boga. Choć z drugiej strony Michael mu współczuł i gdyby miał tylko na to czas pomodliłby się za niego.

Nie był zbyt dobrym strategiem, ale postanowił zadziałać. Według niego zwlekanie nie miało sensu. Być może uda mu się związać przeciwników walką, być może da szansę na ucieczkę niewinnym. Być może nie maja broni. Być może jest od nich szybszy.
Zbyt dużo niewiadomych.

Jego pierwotne instynkty, tak usilnie tłumione przez samodyscyplinę i wiarę czekały na swoją kolej. Uśmiechały się z głębin jego duszy.  -"Co teraz zrobisz twardzielu?"  -zdawały się drwić z łowcy. 

Michael od dziecka posiadał zadziwiającą zdolność koncentracji. Mógł bez problemu ułożyć tysiąc-elementowe puzzle w starym autobusie wiozącym rozśpiewany chór ze Świątyni Miłosierdzia...i to drugi dzień świąt. Skupił się zatem,  żyły na jego skroniach zapulsowały. Rozglądał się po wagonie szukając jakiegoś przedmiotu mogącego posłużyć za broń. Oparcia foteli, metalowe rurki, poręcze przy drzwiach, to mogłoby być cokolwiek. Jeśli uda mu się coś takiego znaleźć wprowadzi w życie swój prosty plan. Kiedy tylko światło po raz kolejny przygaśnie, odskoczy w stronę upatrzonej broni i spróbuje ją zdobyć.

Narrator - 2012-08-03 22:17:07

Michael Smith
Metro - Downtown (8a)



Kiedy światło znowu zgasło, to usłyszeli wszyscy krzyk. Michael poczuł, że facet go uderzył w brzuch, ale dla typka było już za późno. Kiedy światło znowu się zapaliło, to wysoki mężczyzna siedział na tyłku i trzymał się za głowę. Krew spłynęła po jego twarzy i zalała lewe oko. W dłoni Michaela znalazł się rurka, którą ludzie używali do trzymania, taka przy suficie. Była już wyłamana i ledwo się trzymała. Inkwizytor siła ją wyrwał i przyfanzolił od razu w łepetynę murzynowi. Reszta typków wyciągnęła ręce z kieszeni i miała właśnie coś zrobić, ale widzieli jak Michael w jednej ręce kręcił metalową rurką. Zwątpili od razu. Im większy jesteś, tym mocniej upadasz. Murzyn spoglądał wysoko i też nie wiedział co zrobić. Przystanek Michaela się zbliżał.

Eru - 2012-08-03 22:49:04

"Czy zabijanie to szlachetna rzecz? Cóż życie poświęcona walce o innych jest szlachetne. Takie życie jest coś warte." - Ironclad

THEME

Czuł  ciężar i teksturę metalu. Jego mocne dłonie zacisnęły się na prowizorycznej broni, niemal do mniej przywarły.  Szybko oszacował wyważenie i dostosował do niego swe ruchy. Nawet nie pomyślał o potężnym ciosie otrzymanym od rosłego gangstera.* Ledwo słyszalny wydech i odgłos butów przesuwanych po blaszanej podłodze metra. Świetlówki znów zamigotały. Michael stanął w lekkim rozkroku i ugiął nieznacznie nogi w kolanach. Koła wagonu uderzyły o zwrotnice, nie miał zbyt wiele czasu.
Metalowa rurka z gracją popłynęła w górę, pokryta falującymi refleksami światła niczym najostrzejszy rapier.  "Posta di Falcone" (LINK) - "Broń" Michaela znajdowała się nad jego głową, niczym groźba a zarazem zaproszenie.

Uniósł oczy na trzech jeszcze stojących, a następnie odezwał się spokojnie do murzyna - Wierzysz w Boga bracie?



*Zaleta - Tolerancja na ból

Narrator - 2012-08-04 04:25:13

Michael Smith
Metro - Downtown (8a)



Strach. Tym razem pojawił się u kogoś innego. Grupka zobaczyła diabła, który zniszczy ich przyszłość jak zostaną. Natomiast dziadek i kobieta, anioła, który uratuje ich przed złem. Ich strach zmienił się w nadzieję. Kiedy tylko pociąg metra stanął na stacji, to podnieśli swojego szefa i pomogli mu szybko wstać. Nawiali krzycząc bluzgi i obietnice, które pewno nie spełnią. Natomiast kobieta i dziadek poszli w przeciwnym kierunku - dziękowali. Dziadek nawet go zapytał czy nie chce czegoś.
- Może pan chciałby coś zjeść? Postawię panu obiad. Odważny młodzieniec powinien być silny i nie chodzić z pustym brzuchem. - młodzieniec. Michael nie był taki młody, ale w porównaniu do starca, który był łysy na górze i miał siwe włosy tylko po bokach, to Inkwizytor był właśnie takim "młodzieńcem".

Eru - 2012-08-04 10:14:39

Kiedy ostatni z napastników opuścił wagon, metalowa rurka uderzyła o ziemię, zaległa cisza. Michael skinął tylko głową w stronę starca - Proszę na siebie uważać, ciężko dziś o ludzi tak moralnych i odważnych. Łowca postawił kołnierz płaszcza i ruszył w stronę schodów. Szedł wąskim tunelem, którego ściany wyłożone były zieloną, błyszczącą terakotą. Gdzieniegdzie graffiti, albo ordynarne bazgroły wykonane za pomocą flamastra przypominały, że cywilizacja jest pojęciem bardzo rozległym, a koegzystujące ze sobą subkultury San Francisco to prawdziwy tygiel i mieszanka skrajności. Od bogatych yuppi, zażywających najdroższą i najczystszą kokę do obdartych podstarzałych hipisów, których fioletowe ramiona pokryte były mozaikami przekłuć.

Michael wyszedł na zewnątrz, muzyka miasta była obezwładniająca i przytłaczająca. Kątem oka zauważył mały barek w stylu lat siedemdziesiątych. Duże szklane witryny odkrywały wszystkie tajemnice jego wnętrza.  Widział starą gruba kelnerkę w zielonym uniformie do kolan, widział kilku meneli trzymających kubki z kawą w swych pomarszczonych dłoniach, okrytych dziurawymi rękawiczkami, widział latynoskiego kucharza rzucającego na blachę kilka burgerów, widział jakąś parkę popijająca shake'a z jednej szklanki.  -"Dziadek miał racje" - pomyślał  Michael. -"Trzeba pokrzepić siły"

Narrator - 2012-08-04 23:21:47

Michael Smith
Ulice - Downtown (8a)
Lipiec 2012, godzina 22:30



Ten nocny hamburger był dobry. Michael zapamiętał nazwę budki, Burgery Castro. Nawet mieli rysunek Fidela jedzącego hamburger. Mężczyzna przy kasie był miły i nawet zaproponował tego burgera Michaelowi. Taki mały uczynek, a potrafi przynieść radość i uśmiechy. Polepszyć szary dzień zwykłego człowieka. Czy Michael mógłby się nazywać normalnym człowiekiem? Czy jego obowiązek jako Inkwizytor jest poza zasięgiem zwykłych śmiertelników? Prawdopodobnie. Jego wiara jego mieczem, a miecz jego życiem. Wszystko sprowadzało się do niszczenia zła, które chodzi po tym świecie i myśli, że może korumpować świat śmiertelnych. Niewinni ludzie zdani na łaskę potworów, które ukrywają się w cieniach.

Michael szedł spokojnie ulicą, gdy poczuł coś niepokojącego. Spokojna ulica. Nie było nikogo w okolicy. Zaczął się rozglądać. Zainteresowało go okno bloku, w którym świeciło światło. Nie widział kto tam jest. Czyżby tam coś było? Jak tylko przeszedł na drugą stronę ulicy, to usłyszał z klatki krzyki. Nie były to krzyki o pomoc, ale kłótnia. Kobieta i mężczyzna się kłócili. Prawdopodobnie o ich związek. To nie było to. Nie, to niemożliwe. Wszedł po schodach i zobaczył, że schodził zdenerwowany mężczyzna. Właśnie się pokłócił z kobietą, pewno jego dziewczyną. Nie miał zamiaru interesować się Michaelem. To nie był on. Trzy piętra wyżej. Coś tam jest, tylko co?

Eru - 2012-08-05 00:10:46

Blok jakich wiele w San Francisco, ani stary, ani nowy. Ze ścian klatki schodowej płatami odpada tandetna tapeta, jednak ktoś najwyraźniej starając się do tego nie dopuścić, za pomocą kleju i zszywacza przytwierdza ją do czegoś co było kiedyś tynkiem.  Drewniana poręcz oparta na metalowych , rzeźbionych prętach wiła się do góry, aż przystanęła  na trzecim pietrze. Czworo drzwi. Michael podszedł do tych po lewej. Drewniane, pomalowane na czerwono, z wielkim wizjerem na wysokości mostka łowcy.  Numer "13" majaczył na przekrzywionej miedzianej blaszce.

Michael spojrzał na przycisk dzwonka i westchnął, wahał  się przez chwile, ale podążył za przeczuciem. 
Jedno klikniecie i sekunda ciszy przerwana donośnym dźwiękiem. Stało się, łowca poprawił płaszcz i czekał.

Narrator - 2012-08-05 18:25:56

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



Czekał chwilę, aż jakaś kobieta z krzykiem otworzyła.
- Po co wróciłeś?! - wydarła się otwierając drzwi. Zdziwiła się postacią Michaela. Wszystko wskazywało, że to co poczuł było w pobliżu. Jednak nie potrafił zrozumieć gdzie jest źródło. Wiedział jedynie, że to właściwe mieszkanie. Kobieta musiała mocno płakać. Makijaż spływał po jej twarzy. Twarz miała czerwoną jak burak, z jednej strony z powodu gniewu, a z drugiej zawstydzenia. - K-kim pan jest? - miała na sobie jakąś bluzkę i jeansowe spodnie. Pod tą całą maskarą byłą piękna brunetka, której chłopak właśnie opuścił klatkę schodową.

Eru - 2012-08-05 18:36:36

Cofnął się o krok i opuścił wzrok. - Przepraszam. Musiałem pomylić mieszkanie Rzucił szybko. - Czy coś się stało?  Życie inkwizytora wymagało wielu wyrzeczeń, kobiety były jednym z nich. Lecz czy i one nie były dziećmi bożymi, czy nie zasługiwały na wysłuchanie?  Michael był całkiem przystojny i można powiedzieć, pociągający - w bayronowskim stylu.  Cichy i skryty, zawsze na uboczu, miał w liceum wiele adoratorek, jednak zawsze je ignorował. W głębi ducha wierzył, że jest inny, stworzony do innych rzeczy i jego marzenia i priorytety także różniły się od tych, które mieli jego rówieśnicy.

Michael uniósł na nią swoje zielone oczy - Właściwie... usłyszałem krzyki i poczułem, że ktoś może potrzebować pomocy .*


*Nie potrafił kłamać. W końcu ojcem kłamstwa jest szatan. Wada - szczery do bólu.

Narrator - 2012-08-05 18:43:40

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Ee, nie, nic się nie stało. Pokłóciłam się z chłopakiem, to już trzeci. Pewno mnie rzuci. Nie wiem co mam z związkami. - pokręciła głową. - Po co ja panu to mówię? - zaśmiała się nerwowo. - Dziękuje, nie potrzebuje pomocy. - czuł, że coś jest w mieszkaniu. Ukryte zło.

Eru - 2012-08-05 19:07:21

Inkwizytor przyjrzał się uważnie kobiecie. Nie wyglądała groźnie, wyglądała jakby sama potrzebowała pomocy, ale pozory mogą mylić. Wiele czytał o wiedźmach, postanowił więc zachować ostrożność. - Widzi Pani,  czasem nawet nie wiemy w jak wielkiej ciemności się znajdujemy, dopóki ktoś nie zapali zapałki. Co za głupi tekst....
Milczał przez chwile zerkając na boki. - A co jeśli powiedziałbym, że nie jestem tu przypadkowo, że jest w tym większy sens.  - mówił spokojnym niskim głosem - Nie pomogę w sprawie chłopaka, radzę czytać biblie, być może to przyniesie ulgę - tu się zatrzymał i wskazał dłonią na jej mieszkanie -ale, proszę mi wierzyć, jest pani w niebezpieczeństwie  
Zdawał sobie sprawę, że brzmi jak wariat, albo zielonoświątkowiec co najmniej. Ale nie chciał jej wcisnąć ulotek, czy sprzedać pisma świętego, chciał ją uchronić przed tym czego nieświadome są w dzisiejszych czasach niewinne dusze.

Widział zdziwienie w jej oczach, *, ** Ale obawiał się jej coraz mniej,przemówił ponownie jakby sięgając do jej sumienia.  - Wierzy Pani w Boga, jeśli tak, proszę mi zaufać pomogę Pani





*Halo - zaleta - istoty nadnaturalne wyczuwają, a niektóre nawet widzą świętą aurę osoby obdarzonej tym darem, do tego muszą użyć jeden punkt woli aby zaatakować ją w danej turze.
** Święta aura - Ludzie wyczuwają świętość postaci. Religijni i dobrzy są przyciągani przez postać, przestępcy i heretycy jej unikają.  Każda próba ukrycia czegoś lub kłamstwa jest trudniejsza dla napotkanej osoby o 2.

Narrator - 2012-08-05 21:32:40

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Emm, ale jakim niebezpieczeństwie? - zapytała. Widział w jej oczach błaganie o pomoc. Przekonał ją, że jej życie jest zagrożone. Drzwi otworzyła do połowy, zaufała mu. Pytanie tylko czy jej się to opłaci? Uczucie zła nie znikało. Było gdzieś w mieszkaniu. Nie była to istota, przynajmniej tak mu się wydawało. Gdyby było inaczej, to usłyszałaby rozmowę i uciekła.

Eru - 2012-08-05 22:40:22

Łowca wciągnął powietrze do płuc, nic niezwykłego. Przynajmniej tak mu się wydawało. Zapach mieszkania w San Francisco pomieszany z chłodnym powietrzem wentylatora, który cicho brzęczał za oknem.  Michael przestawił stopę za próg, czuł jakby coś go powstrzymywało. Nogi miał ciężkie jak z ołowiu. Uczucie to po chwili minęło, ale pozostawiło nieprzyjemny ślad w jego psychice. Serce łowcy zaczęło bić szybciej, pierwsze krople potu pokryły czoło.

"Nie przygotowałem się dziś na coś takiego" - pomyślał, rozglądając się po mieszkaniu.  Odwrócił się do kobiety i cały czas patrząc jej w oczy zdjął z szyi różaniec. Zawinął go na pięści, tak że krzyż zatrzymał się na wysokości palca serdecznego.
Zaczął mówić powoli, ale głośno -Sancte Michael Archangele, defende nos in praelio, contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium...itd. Nie miał przy sobie modlitewnika, ale tekst niniejszego egzorcyzmu był mu dobrze znany.  Wyczekiwał jakiejś reakcji, znaku. Wiedział, że teraz tylko wiara jest jego zbroją. Podniósł głos -Deus, audi oratiónem meam, áuribus pércipe verba oris mei. (Boże, wysłuchaj mojej modlitwy, usłuchaj słów ust moich).
Michael uniósł oczy do góry czując jak włoski unoszą sie na jego ramionach -Ab insídiis diáboli, libera nos, Dómine. (Od sideł szatana, wybaw nas, Panie.) I w tym samym czasie sięgnął po fiolkę z wodą święconą i czyniąc w powietrzu znak krzyża pokropił nią cztery strony świata.

Narrator - 2012-08-06 16:39:00

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Co pan robi? - zapytała go zaniepokojona kobieta zamykając za nim drzwi. Całkowicie pomijając fakt, że właśnie wszedł do jej mieszkania bez pozwolenia. W środku Michael widział, że kobieta miała dobrze urządzone mieszkanie. Wszystko było na swoim miejscu. W salonie wyciągnęła pudełko chusteczek i już kilka z nich zużyła. To nie było to. Co takiego go przyciągnęło do mieszkania? Wtedy to zobaczył. Wśród zdjęć z wakacji i różnych pamiątek stał mały człowieczek. Zrobiony z drewna, włosy pewno miał z jakiegoś zwierzęcia, ale pewno były ludzkie. Stał prosto, a jego namalowane oczy sprawiały, że Michael czuł się bardzo nieswojo. Kiedy robił krok do kukiełki poczuł się trochę dziwnie. Nienawiść? Agresja? Czyżby ta kukiełka podnosiła emocję każdego wokół i powodowała, że stawał się bardziej agresywny? To by wyjaśniło ciągłe kłótnie z chłopakami pani gospodarz.

Eru - 2012-08-06 19:38:18

"Zamknij się" - Pomyślał Michael patrząc na figurkę, gdy kobieta ciągle jeszcze mówiła. "Nie, to nie tak. Muszę się skoncentrować"
Z trudem odwrócił wzrok od tej małej potworności. - Proszę wybaczyć, zdaje mi się że się pomyliłem. Uśmiechnął się niewinnie. Istotnie pomylił się i było mu teraz głupio.  Jednak, nie miało to teraz znaczenia. Wyczuwał niebezpieczeństwo i  musiał je zażegnać, choćby miał zszargać swoją opinie i się ośmieszyć. Ego zachodzi na dalszy plan, gdy wypełniasz misje Boga.

- Piękne zdjęcia Powiedział wskazując na miejsce, w  którym złożone były pamiątki.  -Lubi Pani podróżować? Ciekawi mnie ta figurka.

Narrator - 2012-08-06 22:13:19

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Tak. Tylko poza San Francisco czuję się dobrze. Wszystko tutaj mi się wali. - powiedziała smutna. Nawet podeszła do zdjęć, aby jedno podnieść. - Ech, kiedyś miałam świetnego chłopaka, Jamesa. Zginął w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu próbuje o nim zapomnieć. - na zdjęciu Michael widział wysokiego bruneta. Wyglądali na szczęśliwą parę. Inkwizytor już chciał ponaglić kobietę, aby mówiła o figurce. - A ta figurka? Kupiłam ją w sklepie w San Francisco. Sprzedawca obiecywał szczęście i ochronę. Miesiąc po wydarzeniu kupiłam ją.

Eru - 2012-08-06 22:43:16

- I to było zanim się twój pierwszy chłopak zginął? Czy kiedyś miała Pani podobne problemy.? Uśmiechnął się - Proszę wybaczyć to przedstawienie i bezpośrednie pytania, ważne to bardzo ważne. Być może nie wierzy Pani w rzeczy nadprzyrodzone i w to co zaraz powiem tez Pani nie uwierzy

Michael wydawał się mówić naturalnie, jak o czymś normalnym jak to, że wirówka z pralni dwie przecznice dalej zjada skarpety, a hindus z convenient store na rogu sprzedaje nieświeże owoce.  - Widzi Pani, czasem jesteśmy poddawani próbom, a czasem padamy ofiarami zła tak ogromnego iż można wyczuć jego obecność. Diabeł istnieje, zapewniam Panią. Wskazał na figurkę - A niektórzy źli ludzie sami otwierają mu drzwi, by wywołać zamęt w owczarni Pana
Sięgnął do kieszeni płaszcza. Chudy brązowy portfel. - Chciałbym kupić tą figurkę i poznać adres sklepu w którym ją Pani znalazła.

Podszedł powoli do drzwi czekając na decyzję kobiety. -Przy okazji. Nie przedstawiłem się. Jestem Michael.

Narrator - 2012-08-07 22:44:38

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Pech w związkach? Po. Zanim ja wróciłam szukać kogoś kto zapełni lukę po nim, to trochę czasu minęło. Dziesięć miesięcy. - zapamiętała dobrze czas, który minął od jego śmierci do momentu, kiedy spróbowała spotykać się znowu na scenie romantycznej. - Nadnaturalne rzeczy? Nie rozumiem. - zapytała odkładając zdjęcie. Kiedy lekko dotknęła figurki, to Michael poczuł mały przepływ emocji, który chciał, żeby się wkurzył. Potrafił jednak się opanować.
- Figurka? Ja nie rozumiem. - rozglądała się zdezorientowana. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Mogła jedynie przedstawić się słysząc imię Inkwizytora. - Beatrice.

Eru - 2012-08-07 22:54:53

Gdyby Michael posiadał więcej sprytu, miał większa wiedzę lub doświadczenie pewnie wpadłby na lepszy pomysł, ale w takich chwilach liczyło się działanie. Był tylko człowiekiem, więc zrobił to co uważał za najlepsze w tej sytuacji.  - Muszę coś sprawdzić Odezwał się ponuro, wciąż czując atakujący go gniew. W tym momencie chwycił figurkę i zdążył jeszcze wycedzić przez zęby - Co Pani poczuła, gdy jej dotknąłem?

Czarny heban pod jego palcami, jakby pulsował, gładki i twardy, ale jednocześnie dziwnie ciepły i jakby...ludzki.  Czarne włosy kukiełki musnęły jego dłoń powodując niemiłe uczucie. To wszystko stało się w ciągu sekundy. Co będzie dalej? Co odpowie mu Beatrice?

Narrator - 2012-08-08 22:15:58

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



Michael czuł, że figurka go piekła. Szepty z tyłu głowy podpowiadały, aby wziął ją i otworzył czaszkę Beatrice. Zabij ją, powtarzały w kółko. Dawały mu pomysły morderstwa, na które nigdy w życiu sam by nie wpadł.
- Ulgę. - powiedziała i wreszcie na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Czyżby działało? Demoniczna, plugawa figurka była problemem kobiety. Pytanie jak ją zniszczyć? Czy spalenie coś da? Michael nie wiedział jak na to odpowiedzieć, ale znał sposób, które większość zła się ukorzy przed - woda święcona. Utopić ją w wodzie święconej.

Eru - 2012-08-09 01:17:07

Odłożył figurkę przez chwilę patrząc na swoje dłonie. Drżały. -Kupię tą figurkę, nie może tu zostać.  Przez chwile przez jego głowę przebiegła myśl, że kupuje też jej klątwę, ale nie dbał o to - był szczęśliwy, że możne pomóc.  -Obawiam się że to co powodował Pani problemy ma źródło w tej kukiełce. Był niespokojny, a widział też zmęczenie na twarzy Beatrice. -Jeszcze nie wiem co zrobię, może dowiem się czegoś w sklepie, w którym ją Pani dostała. 

Spojrzał na drewnianą postać. Ciężko mu było stwierdzić z jakiej części świata pochodzi.  - Afryka, Karaiby - może nawet Haiti, Oceania, Ameryka południowa - nie był ekspertem od etnologii. Postanowił, że zabierze tą figurkę do sklepu, w którym została kupiona - może tam znajdzie odpowiedź...lub przynajmniej dowie się czegoś więcej.   Oczywiście łatwiej byłoby ją zniszczyć lub dostarczyć Stowarzyszeniu - zapewne spaliliby ją w poświęconym ogniu, popioły zmieszali ponownie z woda święconą i wylali na skrzyżowaniu dróg w jakimś pustkowiu.  Ale jak to mówi po nitce do kłębka, coś co człowiekowi mimo grozy wyda się błahe, dla wroga może być przysłowiową iskrą, która rozpali ogień piekieł.

Narrator - 2012-08-09 22:13:08

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



- Ale, ale jak? Przecież to zwykła figurka? - pokręciła głową z niedowierzania. - Niech pan zabierze ją. - powiedziała. Zaufała Michaelowi. Wzięła kopertę w której był jej rachunek za prąd i na tylnej stronie zapisała adres sklepu. - Tutaj go kupiłam. - powiedziała. Smith widział, że adres wskazuje na miejsce w dzielnicy Inner Mission (9c). - Czy... czy jak z nią pójdzie, to będzie wszystko dobrze? - zapytała zaniepokojona. Wtedy usłyszeli gwałtowne otwieranie drzwi. Do mieszkania wrócił jej chłopak. Nie spodobał mu się widok Michaela przy niej.
- Co ty kurwo?! Zdradzasz mnie?! - krzyczał w ich stronę. Michael miał chyba zły dzień. Pierw jakaś grupa młodocianych zbirów, a teraz typ, którego wyglądał wskazywał na kłopoty. Wysportowany i w podkoszulku, który pomaga pokazać jego mięśnie.

Eru - 2012-08-10 11:54:23

Michael wiedział, że wyjaśnienie tej sytuacji jest bezcelowe.
Jego płaszcz zawirował w powietrzu niczym płachta torreadora i zawinął się wokół figurki.  Mężczyzna sięgnął do kieszeni i rzucił na stół czterdzieści dolców, suma niezbyt imponująca do tego złożona z banknotów o niskim nominale.  Łowca umieścił figurkę pod ramieniem, starając się zwalczyć jej negatywne oddziaływanie, albo przynajmniej je złagodzić. * Myśli, słowa, emocje...teraz już rozumiał co musiała przechodzić Beatrice.  Trzeba coś z tym zrobić i to szybko.

Ruszył w kierunku drzwi, patrząc spod brwi na krzyczącego wciąż fagasa. - Uważaj na swój ton, mówisz do kobiety. Ona nie jest niczemu winna, to ja jestem sprawcą zamieszania. Zatrzymał się pól metra od mężczyzny. - Zaraz przejdę przez ten próg i nigdy więcej mnie nie zobaczycie. Wasze problemy z łaską Pana powinny się skończyć. Teraz odwrócił się do dziewczyny - Jeśli jednak nadal działoby się coś "dziwnego" pytaj o mnie w St. Andrew Catholic Church.

Michael był gotowy do wyjścia, czy jednak zostanie tak łatwo przepuszczony - to byłoby nieco ewangeliczne - uniknąć złowrogiego tłumu wychodząc z synagogi.

Narrator - 2012-08-11 18:24:06

Michael Smith
Mieszkanie Numer 13 - Downtown (8a)



Facet nie odzywał się. Jak tylko Michael zaczął mówić to go zamurowało. Facet przed nim nawet nie drgnął, a nie wyglądał na jakiegoś wielkiego typa. Nie przeraził się, a nawet spokojnie wyszedł, jakby nigdy nic. Nie mógł nic powiedzieć, nawet kiedy Michael przeszedł koło niego. Jak tylko wyszedł przez drzwi, to chłopak Beatrice zaczął do niej mówić - o wiele spokojniej. Schodząc po schodach słyszał, że wszystko sobie wyjaśnili. Wrócił do niej i chciał ponownie spróbować. Godzina wskazywała po 23. Sklep na sto procent był zamknięty.

Eru - 2012-08-16 15:12:48

Co zrobić z przekleństwem zamkniętym w kawałku drewna?  Zniszczyć, odprawić egzorcyzmy, wyrzucić, oddać komuś, kogo się nie lubi, zamknąć w sejfie? Nie trzeba było mieć ponad naturalnych zdolności, czy przenikliwego śledczego umysłu, aby się zorientować, że figurka jest niebezpieczna. Żaden inkwizytor nie pozwoli więc, by dalej szerzyła zamęt i zagrażała niewinnym duszą. Kto wie jakie jeszcze złe moce w niej drzemią?

Jednak to zagrożenie grzechem było według Michaela najgorszą zbrodnią tego artefaktu. Skoro mógł on zrujnować życie biednej Beatrice, to aż strach pomyśleć co by się stało i jakie jeszcze herezje miałyby miejsce, gdyby figurka wpadła w niepowołane ręce – San Francisco i tak jest już siedliskiem zła, a gdyby to zło zwielokrotnić miasto, społeczeństwo i ostatni sprawiedliwi zostaliby straceni na zawsze.

Serce Michaela przeszył lodowaty dreszcz. Figurka ciążyła mu niezmiernie. Co zrobić, by się jej pozbyć choć na chwilę, nie narażając przy tym niewinnych ludzi? 
Cienie majaczyły na ścianach wysokich kamienic. Zimny wiatr niosący ze sobą morską wilgoć zdawał się wdzierać w każdą komórkę skóry Michaela. -”Pozbyć się jej, musisz się jej pozbyć” – myśli gnały przez jego umysł, mimo iż próbował je powstrzymać
To wina Richarda,  to wszystko przez niego - Wycedził przez zaciśnięte zęby – To nienormalne, dlaczego nie mogę żyć tak jak inni, bez tej jebanej odpowiedzialności, tego całego syfu?
Dla... – dźwięk klaksonu przerwał jego monolog, znajdował się na środku przejścia dla pieszych, nie zdawał sobie nawet sprawy, że przechodzi na czerwonym.
-Patrz gdzie leziesz pendejo, życie ci niemiłe – kierowca starej, żółtej taksówki krzyczał przez uchylone okno, przy okazji wypluwając z płuc resztki papierosowego dymu.
Michael machnął ręką w jego kierunku i warknął -Pierdol się palancie
Taksówka odjechała z piskiem opon oślepiając go światłami, przetarł oczy przechodząc na drugą stronę. W jego kierunku spoglądała mroczna postać, twarz wykrzywiona gniewem i bólem, zdawała się się być pochłonięta wewnętrzną wojną, wojną o dusze. - ”Kim jesteś”? - pomyślał.  - ”Kim jesteś?” Pomyślała złowroga postać.
”Nie drwij ze mnie” Wskazując palcem swego rozmówcę, gest ten zawierał taką samą dawkę groźby jak i strachu.
”Jesteś głupcem Michaelu Smith, jesteś cholernym głupcem. Naprawdę sądzisz, że cie wybrał? Wybrał takiego idiotę? Nie udźwigniesz tego brzemienia, nie dasz rady go nieść, nie uratujesz ich przeżartych dusz. Oni już są martwi” - tajemniczy mężczyzna ukłonił się dwornie – ”Zrezygnuj, odnajdź spokój, wystarczy jedno słowo, jeden gest, a będziesz wolny od odpowiedzialności, od grzechu, który na ciebie może spaść. Jedno słowo...
Michael zasłonił dłonią twarz, był zmęczony -Zostaw mnie! Krzyknął w kierunku postaci.
-Świr – jakiś odległy głos, nie ktoś kto to mówił był blisko, ale dźwięk docierał jakby przez kurtyny w teatrze. Inkwizytor otworzył oczy, jakby nagle odzyskał przytomność. Spojrzał za siebie, jakiś mężczyzna w garniturze patrzył na niego z obrzydzeniem. W tej chwili zdał sobie sprawę, że stoi przed witryna jakiegoś małego sklepiku z tytoniem i fajkami wodnymi. Czy przez cały ten czas rozmawiał ze swoim odbiciem? Czy mówił na głos?  Zerknął jeszcze raz w taflę szkła, jego sylwetka była teraz mniej wyraźna, jakby rozmazana, ale jej wykrzywione gniewnie usta upewniły Michaela, że musi działać szybko.


Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny była owiana złą architektoniczną sławą, budynek przypominał ufo, wnętrze przypominało połączenie mrocznej, rozległej jaskini z salą konferencyjną ONZ. Do tego niektórzy zagorzali wielbiciele marihuany, twierdzili, że o pewnych porach dnia, cień katedry przypomina kobieca pierś.  Nie to było jednak najważniejsze. Michael potrzebował wody święconej i ognia ze świecy paschalnej. Musiał działać ostrożnie, nie chciał przecież zostać aresztowany, czy wzięty do czubków.  Podstawa wysokiego stożka budowli była dość dobrze oświetlona...na nieszczęście młodego inkwizytora, światło nie zawsze jest zaletą. Spodziewał się, że drzwi będą otwarte, więc wodę święconą zdobędzie w krużganku. Jednak ołtarz, ołtarz prawie na pewno był zabezpieczony oddzielnym wejściem, być może kratą, albo szklana ścianą. Przekona się jak wejdzie do środka.

Michael rozejrzał się wokoło. O tej może ciężko o wiernych, lub nawet turystów. Do tego dziś nie odbywał się tu żaden event, więc mógł cieszyć się minimum spokoju, przynajmniej przez chwile.  Pobliskie drzewa wydawały się być dobrą tymczasową skrytką, na przeklętą figurkę, inkwizytor skrzętnie to wykorzystał wdrapując się na jedno z nich i chowając przedmiot wśród bujnych gałęzi. Noc i liście dają szansę, że nikt ciekawski nie wypatrzy złowrogiego totemu.

Ogromne drzwi otwarły się z łatwością, hydrauliczne wspomaganie i samozamykacze to cud techniki, który ułatwił życie wielu wikarym i kościelnym.  Michael zauważył kamienną misę wypełnioną wodą święconą. - ”Wspaniale” - pomyślał, podchodząc do następnych drzwi, znacznie mniejszych i przypominających nieco frontowe drzwi w bogatych domach.
Nacisnął na klamkę...

Narrator - 2012-08-19 22:51:38

Michael Smith
Cathedral of Saint Mary of the Assumption - Lower Pacific Heights (6c)
Lipiec 2012, godzina 23:55

Cathedral of Saint Mary of the Assumption
http://i.imgur.com/I6Zht.jpg



Theme

Długa była ta podróż. Myśli Michaela były pełne chaosu, agresji, której nigdy nie zauważał w sobie. Czy to on? Czy to figurka? Nie mógł sobie odpowiedzieć. Z czasem jednak zdawało mu się, że to naprawdę on. Figurka jedynie pokazywała prawdziwe ja człowieka. Tamta kobieta była mizerna w stosunkach, bo pozwalała innym po prostu po sobie przejść. Figurka jedynie pokazała to. Mężczyźni z którymi się zadawała byli agresywni i nie wytrzymywali z kobietą. Figurka jedynie pokazywała to. Co to "to"? Ludzka natura. Takie myśli przechodziły przez głowę Michaela, kiedy stał przy kamiennej misy. O tej porze katedra powinna być dawno zamknięta. Dziwnym zrządzeniem losy drzwi frontowe były otwarte. Ktoś zapomniał je zamknąć. Nikt go nie widział, bo kto miałby o tej porze łazić przy katedrze? Nikt. Tak mu się przynajmniej zdawało. Słyszał kroki. Robiły one echo. Kamienna posadzka i brak innych dźwięków nadawał tej sytuacji trochę grozy. Widział Michael, że w jego stronę idzie jakaś ciemna postać. Jego myśli poszły w złą stronę. To musiał być potwór! Czekał tylko, aż przyjdzie, a teraz go chce zabić! Tak, to tak było, ale czy na pewno? Myśli Inkwizytora przeżywały prawdziwą plugawą tęczę emocji. Jeśli ta figurka żyje, jest inteligentna, to robi wszystko, aby nie zostać zniszczona. Ale. Może to Michael? Może cały czas to on był?
- W czym mogę pomóc, synu? - usłyszał głos. Nie miał przy sobie broni. Chciał wyciągnąć jakąś broń, rzucić się. Wtedy z ciemności wyszedł starszy człowiek w czarnej sutannie. Ksiądz. Najzwyklejszy ksiądz. Ale czy na pewno? "Oddaj figurkę. Będzie bezpieczna w moich rękach. Ukryję ją." Kto to powiedział? Michael się przesłyszał? Głos był księdza, ale jego usta się nie poruszały. Chwile zamieniały się w minuty, a Inkwizytor nadal stał z figurką przy kamiennej misy.

Eru - 2012-08-22 10:19:41

"Ten klecha kłamie, zabij go! Nie, to sługa boży, on chce tylko pomóc. "  W głowie Michaela toczyła się walka, jego palce zaciskały się na figurce tak mocno iż powoli siniały.
-Nie mogę tego zrobić Ojcze, ona jest zbyt niebezpieczna. Odwrócił głowę zaciskając zęby. - Lepiej odjedź i pozwól mi ją zniszczyć .
Inkwizytor nie był w stanie zbyt długo utrzymywać samokontroli, ie mógł też skupić się na postaci księdza.  Każda logiczna myśl po chwili stawała się potokiem nienawiści, a każdy z tych strumieni spływał do jednego koryta, tworząc rwącą rzekę gniewu.  Jednak nie był to święty gniew inkwizytorów, a raczej ślepa furia, rycząca tysiącami grzmotów i płonąca ogniem tysiąca stosów.  Nie znał motywów księdza, w tej chwili nie potrafiłby rozpoznać diabła, gdyby przed nim stanął. *

Jak może jeden odpędzać tysiące, a dwóch odpierać dziesięć tysięcy? Dlatego, że ich sprzedała ich Skała, że Pan na łup ich wydał.  Bo skała ich nie jest jak nasza Skała, świadkami tego nasi wrogowie.  Bo winny ich szczep ze szczepu Sodomy lub z pól uprawnych Gomory; ich grona to grona trujące, co gorzkie mają jagody;  ich wino jest jadem smoków, gwałtowną trucizną żmijową. Na dworze miecz będzie ich pozbawiał dzieci, a przerażenie po domach, tak młodzieńców jak panny, niemowlę ssące i starca.
I rzekłem: Ja ich wygładzę, wygubię ich pamięć u ludzi.
Michael chwycił się za głowę, jego wzrok był mętny.
-Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych przez dolinę ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i poznasz, że ja jestem Pan, gdy wywrę na tobie swoją zemstę."
Niema gniewu większego niż gniew Boga i kata bardziej sumiennego niż jego aniołowie. Czy tym właśnie jesteś? Aniołem pomsty na tych, którzy działali przeciw Niemu?

- Nie! Uciekaj głupcze! Krzyk Michaela odbił się echem wśród ścian katedry.  Inkwizytor wypełniony furią, z całej swej mocy uderzył drewnianym idolem o krawędź kamiennej misy i wrzucił do środka to co z niej zostało. - Panie, pomóż mi w tej godzinie próby - Michael opadł na kolana patrząc w kierunku krzyża. **





*Zakładam, że w tym momencie, jego Halo i Święta aura są osłabione tak przez działanie figurki jak i przez kryzys, jaki przechodzi postać.
** Michael dodaje kości wiary katedry(?) do swoich kości wiary(3). 

Narrator - 2012-08-28 01:06:42

Michael Smith
Cathedral of Saint Mary of the Assumption - Lower Pacific Heights (6c)



"Ja..." tyle potrafił na początku wypowiedzieć ksiądz. Oczy Michaela przystosowały się do słabego światła odbijanego przez księżyc. Na twarzy starszego mężczyzny malował się strach. Nie strach przed świętością Inkwizytora. Strach przed tym co teraz zrobił. Jak opętany mówił sprzeczne ze sobą zdania, a pod koniec zniszczył jakiś posążek i padł na kolana. Ksiądz nie wiedział co odpowiedzieć. Była to naturalna, ludzka reakcja, której w tej chwili brakowało Michaelowi. Na szczęście jego zmysły wracały. Gniew wywołany przez figurkę powoli znikał. Oddech robił się coraz to lżejszy, a gdy spojrzał ponownie w górę na księdza, to widział, że wyciągnął do niego dłoń. Drgała. Bał się Inkwizytora, ale mimo to wyciągnął rękę. Strach mężczyzny w sutannie zanikał tak szybko, jak gniew Michaela. Dłoń przestała drgać, a na twarzy księdza wymalował się mały uśmiech.
- Już wszystko w porządku, synu. - odezwał się. Nadal się trochę bał, ale to szybko się zmieniło, dzięki aurze Inkwizytora.
Co w tym czasie z figurką? Stała się tylko kawałkiem drewna. Śmieci, które pływają w wodzie.

Eru - 2012-08-28 20:47:02

--Wybacz ojcze, że zakłóciłem spokój tej świątyni. Skronie inkwizytora lśniły księżycowym blaskiem odbijającym się od kropel potu, spływających z jego twarzy.  - Dzisiejsza noc jest wyjątkowo ciemna. – uśmiechnął się lekko, starając się powstrzymać przygniatające uczucie zmęczenia.  Michael spojrzał na swoje dzieło i pomyślał, że będzie to musiał posprzątać. A co, jeśli takich figurek jest więcej? Chaos jakie mogłyby wywołać byłby większy niż to, co się działo na Wall Street. Będzie musiał zbadać tą sprawę, ale sklep otwierają pewnie dopiero rano.

-Ojcze, mam prośbę, wiem że jest późno, ale nie mogę trwać w niełasce. Zgrzeszyłem i chciałbym wyznać moje grzechy wobec Pana.
Michael opowiedział co się wydarzyło tej nocy, przynajmniej to jak te wydarzenia zapamiętał. Wyznał też, dlaczego robi to co robi.

Płaszcz łowcy był pomięty i brudny, ten jednak otrzepał go tylko ręką  i zarzucił na plecy. ”Noc się jeszcze nie skończyła” – pomyślał spoglądając na księdza.

Narrator - 2012-08-30 21:53:02

Michael Smith
Cathedral of Saint Mary of the Assumption - Lower Pacific Heights (6c)



- Miałem właśnie zamknąć. - powiedział ksiądz. Zaczął się rozglądać oczami. Dłonie przestały już mu drgać. Michaelowi wydawało się, że Ojcu bicie serca spowalnia, uspokaja się. Po chwili uśmiechnął się do niego. - Chodź, synu. - powiedział. Zaczął go prowadzić do konfesjonału. Katedra miała stare, drewniane budki. Piękne zdobienia. Kiedy ktoś wchodził do miejsca dla grzesznika, to był przywitany fioletową zasłonką, która zasłaniała małe okienko przy którym siedział ksiądz. Ojciec był gotowy usłyszeć grzechy Michaela i przekazać Bogu.

Eru - 2012-09-13 21:40:50

Jak już było wcześniej powiedziane - Michael opowiedział co się wydarzyło tej nocy, przynajmniej to jak te wydarzenia zapamiętał. Wyznał też, dlaczego robi to co robi.   
Inkwizytor skończył mówić, wstrzymał oddech wpatrując się w ażur drewnianej kratki, za którą w ciemności błyskały białka oczu księdza. Czy w dzisiejszych czasach można zrozumieć sens misji krzyżowca?

Narrator - 2012-09-17 21:24:48

Michael Smith
Cathedral of Saint Mary of the Assumption - Lower Pacific Heights (6c)



- Czynisz wolę pana, synu. Cieszy mnie to. Nie jesteś jedyną osobą, która zażarcie walczy ze złem, które czai się w ciemnościach. - Michael usłyszał ulgę i nadzieję w głosie księdza, który po spowiedzi nakazał mu odprawić pięć zdrowasiek. - Byłem niedawno zaatakowany przez potwora. Młody człowiek, podobny do ciebie, ale wątpię, aby działał jak ty, uratował moje życie. Powiedz mi. Czy tego zła, które chodzi po tym świecie, jest dużo? Pierwszy raz w życiu się spotkałem z takim czymś. Cały czas zastanawiam się co powiedzieć wiernym. - ton lekko się zmienił. Ksiądz był lekko zagubiony. Nowy w tym świecie mroku. Michael nie raz miał styczność z potworami i nadnaturalnymi rzeczami. Jacykolwiek świadkowie, zawsze uciekali. Nie miał szansy z nimi porozmawiać na ten temat, a przynajmniej nigdy mu się nie wylewali. Sytuacja jakby się odwróciła. Tym razem ksiądz przyszedł po pomoc.

Eru - 2012-10-04 19:56:16

Tak. To była dla niego nowość. Człowiek o zdrowych zmysłach mimowolnie wyprze ze swej świadomości najmniejszą nawet możliwość istnienia rzeczy, które dla Michaela były oczywistością.  Jest oczywiście wielu, którzy wierzą w pisma lub rzeczy pokazywane na filmach, ale co innego wierzyć a co innego wiedzieć.  Młody inkwizytor mimo wrodzonej empatii nie potrafił sobie wyobrazić jak to jest...co gorsze nie mógł sobie tego przypomnieć.

-Wojna o ludzkie dusze jest jak najbardziej realna ojcze. I sądzę że o tym wiesz Michael mówił spokojnym głosem -Jest jednak wiele rzeczy, które zostały pogrzebane pod stosem kłamstw. Wszak wąż i jego bracia to twórcy obłudy.
Inkwizytor położył dłoń na oparciu ławy i zacisnął palce tak iż drewno z lekka jęknęło. - Pytasz ojcze, czy zła które chodzi po świecie jest dużo? Wystarczy, zajrzeć do tutejszych slumsów, w ciemne uliczki, pełne nierządnic, narkomanów, morderców i gwałcicieli. Ale są tylko ludźmi, ludźmi którzy wpadli w ręce mrocznych sił, są jak zbłąkane owce, jak kukiełki na niciach utkanych z grzechu i ludzkiej słabości.  Ja jestem tu by ich paść rózgą żelazną, by chronić stado przed nocnym łowcą, by pamiętać o wrogu, który został zapomniany a rośnie w siłę.  Michael zmarszczył brwi - Nie znam szczegółów tej historii.. ojcze, ale to z naszej winy, przez nasz gniew i zapał, nieprzyjaciel zatryumfował i choć sam się ukrył, nas też zmusił do ukrycia, a ludzie żyją dziś w nieświadomości. Westchnął -Tak pycha, jak i ignorancja mogą być źródłem słabości i prowadzić do zepsucia
Mężczyzna wyprostował się - Co możesz powiedzieć mi o tym, który walczy ze złem i który cię uratował? Twarz inkwizytora zdradzała zainteresowanie.

Narrator - 2012-10-10 16:52:01

Michael Smith
Cathedral of Saint Mary of the Assumption - Lower Pacific Heights (6c)



Ksiądz wsłuchiwał się w słowa Smitha. Potrzebował odpowiedzi, musiał je otrzymać. Świat za drzwiami świątyni jest zupełnie inny niż sobie wyobrażał. Kiedy Michael spytał księdza o łowcy, to mina starszego człowieka z zagubionej przeskoczyła na mały uśmiech.
- Dobry człowiek, bardzo dobry. Chce za wszelką cenę, nawet jeśli miałoby to być jego życie, pokonać zło tego świata. Kilka dni temu wracałem do domu, musiałem się zatrzymać, bo samochód miał problemy. Następnie ja miałem. Bestia wyłoniła się z cieni. Stapiała się z nimi. Nie mogłem jej zauważyć. Wyrwała mnie z siedzenia kierowcy i zaciągnęła do zaułka. Nie wiem dokładnie co chciała, ale na pewno nie wyszedłbym z tego żywy. Wykrzykiwałem słowo boże, a nawet krzyczałem pomocy. Jedyna osoba, która odpowiedziała na moje prośby to był właśnie on. Ma na imię Christopher. Przyszedł ze strzelbą. Próbował powalić bestię, ale dopiero woda święcona, którą trzymał pod pazuchą zadziałała. Bestia zginęła, ale on był ranny. Zabrałem mojego zbawcę do katedry, gdzie zakonnice zajęły się jego ranami. Szpital by mi nie uwierzył. Nikt by mi nie uwierzył. Teraz jest on w pełni sił, ale nie wiem gdzie on przebywa. Zdarza mu się pojawić w katedrze.

https://www.worldhotels-in.com worldhotels-in.com